This War Of Mine wydaje się być grą wprost stworzoną na tablety. Dwuwymiarowe lokacje nie są duże. Nie ma kombinacji ruchów, które wymagałyby kontrolera do konsoli. A wciąga niesamowicie, do tego stopnia, że zdarzało mi się chodzić z nosem w iPadzie po domu. Wciąga przede wszystkim klimatem, nieoczekiwanymi wydarzeniami, emocjonalnymi interakcjami, dylematami moralnymi i tym nieustającym pytaniem: czy uda mi się przetrwać następny dzień?
Ciężkie wybory czekają nas na każdym kroku. Wybudować krzesło czy zasłonić dziurę w ścianie? Podgrzać jedzenie czy wrzucić trochę opału do pieca? Pomóc sąsiadowi splądrować magazyn z lekami czy patrzeć jak ciężko ranny współlokator nie rusza się z łóżka? Oddać własne jedzenie głodnym dzieciom? Okraść staruszków z leków?
Tak, 11bit studios sięga po ciężki kaliber emocji. Podczas pierwszej nocy, kiedy to ktoś z naszych ocalonych idzie szukać jedzenia, wody, budulca widząc grożącego mi człowieka z bronią, z przyzwyczajenia wyniesionego z innych gier, od razu rzuciłam się na niego z łomem. I okazało się, że to był błąd. Wystarczyłoby go szturchnąć, a dałby mi spokój a mojego krewkiego biedaka wyrzuty sumienia nie zżerałyby przez następne dni. Ot tak, zareagować po ludzku.
W This War Of Mine każdy detal jest przemyślany. Czarno-biała grafika, trafiona w dziesiątkę muzyka, rysy psychologiczne postaci, losowość lokacji i zdarzeń. To wszystko sprawia, że grę można przechodzić wielokrotnie bez ani chwili znużenia.
Krwi jak na wojnę niby jest niewiele ale jednak czasem ciężko po rozgrywce zasnąć. Chyba, że z myślą, że jednak mamy szczęście żyć w kraju, w którym nie musimy się bać snajperów na ulicy...