Giermasz
Radio SzczecinRadio Szczecin » Giermasz
Jack Orlando (1997 r.)
Jack Orlando (1997 r.)
"Taki był wtedy czas (1995 rok) – uważano, że każdy szanujący się developer powinien mieć w swoim portfolio porządną przygodówkę" - opowiadał w wywiadzie dla serwisu forum.przygodomania.pl Andrzej Postrzednik, jeden z twórców polskiej produkcji gatunku point'n'click nazwanej Jack Orlando. Tym developerem było niemieckie TopWare, wtedy tworzące programy narzędziowe, a które dzięki kontaktom w Polsce zleciło zrobienie gry w Bielsko-Białej - bo tam powstawały filmy animowane.

A Jack Orlando miał być super-produkcją w wśród tego typu gier, właśnie z bogato animowanymi postaciami. Warto też zwrócić uwagę na muzykę, chwaloną przez miłośników Jack Orlando. Tę napisał Harold Faltermeyer, rozsławiony słynnym tematem z hitowych filmów o Gliniarzu z Beverly Hills. Głosów postaciom w polskiej wersji użyczyli aktorzy Teatru Polskiego w Bielsko-Białej.

Więcej ciekawostek na temat powstania gry znajdziecie we wspomnianym wywiadzie - wyjaśnijmy, o czym opowiadał Jack Orlando. W końcu to przygodówka, w tym gatunku przedstawiana historia to ważny element zabawy. Otóż tytułowy Jack to prywatny detektyw. Jest USA, są lata 30-te, prochowce, półświatek i bohater wrobiony w morderstwo. Klimat noir pełną gębą.

I chociaż w pierwotnej wersji gry zdarzały się sytuacje, gdy można się było zablokować - gdy czasami irytowały elementy zręcznościowe a postać mogła zginąć - i w ekwipunku było mnóstwo nieprzydatnych w rozgrywce przedmiotów - to ostatecznie do dzisiaj można się bawić wersją Jack Orlando: A Cinematic Adventure - Director's Cut (2001 r.). I ta gra ma wciąż swoich fanów. A że w gatunku ostatnio posucha (bo w ogóle nie jest modny, inaczej niż we wspomnianych latach 90-tych), to dlaczego by nie wcielić się w rolę steranego życiem prywatnego detektywa?

E.T. the Extra-Terrestrial (1982 r.)
E.T. the Extra-Terrestrial (1982 r.)
Ileż to razy przypominając gry w tym kąciku używaliśmy określeń: "klasyk", "jedna z najważniejszych produkcji w historii branży" czy też ocenialiśmy jakiś tytuł jako "definiujący gatunek". Więc jak tu teraz pisać o grze, która zajmuje "chlubne" pierwsze miejsce w wielu rankingach najgorszych produkcji w historii?

Ale przecież E.T. the Extra-Terrestrial ma jednak znaczące miejsce w owej historii branży gier wideo. Jako tytuł, który był jednym z czynników (ale absolutnie nie jedynym), który doprowadził niemalże do upadłości ówczesnego potentata produkującego konsole do gier...

...a z drugiej strony, dzięki wyciągniętym z tej katastrofy wnioskom, w dłuższym okresie pozwolił na pojawienie się nowych firm, nowych rozwiązań biznesowych. Co miało dla branży, ale i dla graczy, naprawdę dobry wpływ. A i był w tym element tajemniczości, bo historia o zakopaniu kartridży z grą gdzieś na pustyni, stała się "miejską legendą".

Zresztą prawdziwą: w 2014 roku w Nowym Meksyku faktycznie je znaleziono ukryte pod ziemią. Acz kartridży z ET było znacznie mniej niż się spodziewano. Bo, jak wspomnieliśmy, przyczyn upadku ówczesnego potentata, firmy Atari, było jednak więcej. Na przykład źle zaplanowana dystrybucja, prowadząca do nadprodukcji pudełek z grami.

No dobrze, ale dlaczego tak mało tu jest o samej grze? Cóż, o czym tu pisać, skoro jej twórca - jednoosobowo - Howard Scott Warshaw dostał na stworzenie ET całe sześć tygodni (bo zbliżały się święta i czas kupowania prezentów)? Skusiło go, że to produkcja na licencji, że wybrał go sam Steven Spielberg - a i wypłata ponoć była godziwa...

STAR WARS: Rogue Squadron 3D
STAR WARS: Rogue Squadron 3D
Chociaż złowroga Gwiazda Śmierci została zniszczona w bitwie o Yavin, to walka o wolność z Galaktycznym Imperium jest daleka od zakończenia. Dlatego Luke Skywalker zbiera elitarny szwadron najlepszych pilotów, aby walczyć z wojskami Palpatine'a. Taki oto jest punkt wyjścia do wydanej w 1998 roku gry STAR WARS: Rogue Squadron 3D.

W praktyce to trójwymiarowa, zręcznościowa strzelanka. W kilkunastu misjach możemy walczyć z wojskami wroga, zarówno na ziemi, jak i w powietrzu czy, między innymi, eskortować nasze jednostki. Do dyspozycji gracza oddano nie tylko słynnego X-Winga, ale także kilka innych typów maszyn Rebelii.

Z drugiej strony mamy oczywiście kultowe modele wojsk Imperium, od zwinnych myśliwców Tie, poprzez maszyny kroczące AT-ST i inne jednostki wroga. Do tego akcja dzieje się w większości przypadków w świetnie z filmów znanej scenografii planet czy miast. Nie da się ukryć, że to klimat Gwiezdnych Wojen był najbardziej chwalony przez fanów.

Bo już sterowanie, czy mechanika strzelania... cóż, tu można by pewnie parę krytycznych uwag skierować do twórców STAR WARS: Rogue Squadron 3D. Ale pamiętajcie też, że gdy gra miała swoją premierę, robiła całkiem spore wrażenie grafiką. A udźwiękowienie to absolutnie pierwsza klasa.

Jade Empire (2005 r.)
Jade Empire (2005 r.)
Osiemnaście lat po premierze Jade Empire, można się zastanowić, jak bardzo zmienił się krajobraz światowej branży gier. W 2005 roku ta produkcja z gatunku RPG akcji była wyjątkowa, bo nie pokazywała - umownie - średniowiecznego świata fantasy, a osadzona była w mitycznych, starożytnych Chinach. Wtedy nie było to częste miejsce akcji w grach komputerowych.

Gra była powszechnie chwalona za ciekawą fabułę - chociaż, gdy słyszymy, jaki początek tej opowieści wymyślili scenarzyści z BioWare... to trudno nie wzruszyć ramionami. Oto zaczynamy, jako skromny uczeń szkoły kung fu. Tyle, że jesteśmy niewiadomego pochodzenia sierotą, a nasz mistrz wspomina, że drzemie w nas wielka moc. Stary patent.

Ale, ostatecznie, to przede wszystkim śledzenie tej historii najbardziej polubili fani gatunku. Bo już na elementy RPG trochę narzekano. Że ich za mało, a quasi zręcznościowa walka to nie jest jakieś szczytowe osiągnięcie w projektowaniu rozgrywki. Ostatecznie jednak - także ze względu na świeży w tamtym czasie temat - gra zebrała dobre recenzje.

Przejście zajmowało około 30 godzin, były dwa - dobre i złe - zakończenia. Warto wspomnieć, że wzorowana była na kultowym Knights of the Old Republic. Co ciekawe, w chwili premiery była to ekskluzywna gra na konsolę Xbox. Dopiero dwa lata później Jade Empire trafiło na komputery PC.

Sacred (2004 r.)
Sacred (2004 r.)
Na początku XXI wieku na rynku gier hack'n'slash - czy też, nieco złośliwie mówiąc, w gatunku "zaklikiwania przeciwnika na śmierć" - prym wiodła jedna seria. Ale, twórcy Diablo II (oczywiście o nim mowa), szczególnie graczy nie rozpieszczali. Z perspektywy wiemy, że po premierze "dwójki" w 2000 roku, minęło długich 12 lat, zanim przygotowali część trzecią.

Trudno się więc dziwić, że skoro te RPG akcji tak bardzo spodobały się graczom, także inne studia przygotują swoją wersję produkcji, w której przemierzamy różne lokacje i bardzo dużo lochów, aby zebrać punkty doświadczenia, pancerze, uzbrojenie i tak dalej. Oczywiście, w rzucie izometrycznym (mówiąc o grafice) i naturalnie dzięki "zaklikaniu" wszystkiego, co się na planszy pojawi.

I tu przechodzimy wreszcie do bohatera tego odcinka cyklu Stare, ale jare, mianowicie do gry Sacred. Wydanej w 2004 roku na komputery osobiste. Fabuła? No jakaś była, zły czarownik tak zachachmęcił, że utrzymaną oczywiście w klimacie fantasy krainę Ancarii nawiedziły wredne potwory, większe i mniejsze.

Świat gry był naprawdę bardzo duży, potworów mnóstwo, wszelkiego zbieractwa w myśl zasad gatunku oczywiście nie zabrakło. Choć opinie o Sacred są dosyć spolaryzowane. Od pochwał, za wciągającą na setki godzin rozgrywkę - po recenzje, w których wytykano Sacred, że na dłuższą metę staje się zwyczajnie nudne. Cóż, jak chcecie, możecie to sprawdzić, bo gra jest dostępna w cyfrowych sklepach.


Wipeout
Wipeout
W 1995 roku wyszła gra, która pokazała potęgę nowej i zarazem pierwszej na rynku konsoli PlayStation. Futurystyczne wyścigi pojazdów antygrawitacyjnych, które łączyły w sobie bardzo dynamiczną jazdę, zaciętą walkę i doskonałą muzykę elektroniczną. Świat oszalał na jej punkcie, a nosiła tytuł Wipeout.

W roku 2052 wystartowała liga antygrawitacyjnych pojazdów F3600, w której ścigały się cztery ekipy posiadające po dwóch pilotów. Zawody odbywały się na sześciu torach, w futurystycznych wersjach Kanady, Stanów Zjednoczonych i Japonii, a jako bonus była też trasa na Marsie. I w sumie tyle fabuły w wyścigach.

Wipeout, prócz kosmicznej wręcz prędkości i dynamiki, wymagał zręczności i skutecznej walki. Porozrzucane na torach power-upy dawały tarczę czy boosta, ale przede wszystkim bronie: miny, rakiety zwykłe i naprowadzane oraz zabójczą falę. Cel dla wszystkich był jeden: dotrzeć do mety na pozycji pierwszej.

Kolejną wyjątkową rzeczą w tej legendarnej grze, była możliwość ścigania się ze znajomym. Wystarczyło połączyć kablem PlayStation Link dwie konsole i można było zaczynać zabawę. W wyścigu startowało wtedy jeszcze sześciu zawodników sterowanych przez komputer, ale przecież nie o to chodzi w multiplayerowej walce.

Jak już wspomnieliśmy, Wipeout to nie tylko pięknie wyglądająca gra i dynamiczne ściganie się na futurystycznych trasach, ale też doskonale dobrana muzyka. W zależności od regionu i platformy, ścieżka dźwiękowa lekko się różniła, ale na wszystkich za większość elektronicznych brzmień odpowiadał CoLD SToRAGE. Jednak najlepszy OST miała europejska wersja z PlayStation, bo w głośnikach można było usłyszeć jeszcze kawałki takich ekip jak Leftfield, The Chemical Brothers i Orbital. Majstersztyk.

Wipeout był startowym tytułem dostępnym na premierę konsoli PlayStation w Europie. Znakomita sprzedaż, wysokie oceny i ogólny zachwyt graczy wpłynął oczywiście na powstanie kolejnych części. W sumie wyszło ich kilkanaście, na różnych platformach, a ostatnią na dużych sprzętach jest Wipeout Omega Collection z 2017 roku, którą oczywiście dla Was recenzowaliśmy.

Medal of Honor: Pacific Assault
Medal of Honor: Pacific Assault
W gęstwinie słychać głosy japońskich żołdaków, amerykański patrol stara się bezszelestnie podejść wroga. Jeden nieostrożny ruch... i kończymy na ziemi, rozpaczliwie wzywając medyka. Może zdąży i będziemy kontynuować akcję - albo skończymy z wczytaniem zapisu gry. Znowu. Tak, Medal of Honor: Pacific Assault potrafiło dać w kość graczom.

Ale to nie były jedyne atrakcje tej strzelanki. Zgodnie z najlepszymi wzorcami tamtych, wcale nie tak odległych, czasów, nie brakowało efektownych, oskryptowanych sekwencji. Takich, jak atak Japończykow na Pearl Harbor. W Medal of Honor: Pacific Assault szturmowaliśmy też umocnione plaże czy lataliśmy samolotem. No, działo się.

W momencie premiery Medal of Honor: Pacific Assault dawało naprawdę sporo frajdy fanom II wojny światowej. Nawet dzisiaj, chociaż oczywiście upływ czasu widać, to film z rozgrywki ogląda się całkiem przyjemnie. Dlaczego więc ta gra była chyba ostatnim przedstawicielem serii, który zapisał się we wdzięcznej pamięci graczy?

Teraz trudno może uwierzyć, ale na początku XXI wieku Medal of Honor konkurował z Call of Duty. Ba, właśnie MoH był prekursorem takiego, epickiego, pokazywania II wojny światowej. Ale seria popadła w zapomnienie, w odróżnieniu od gigantycznego sukcesu konkurencji. I zdaje się, że zmagania na Pacyfiku, jakże okrutne i krwawe, nie doczekały się od tego czasu tak udanej produkcji, jaką swego czasu było Medal of Honor: Pacific Assault.

Command & Conquer Red Alert
Command & Conquer Red Alert
Rok po wydaniu rewelacyjnie przyjętego RTS-a (strategii czasu rzeczywistego) Command & Conquer, studio Westwood zaproponowało graczom alternatywną wersję historii II wojny światowej. W roku 1996 zadebiutowało Command & Conquer: Red Alert, które tak jak pierwowzór, z miejsca stało się wielkim hitem.

W tej wersji świata, Albert Einstein chcąc zapobiec wojnie, przenosi się w czasie i wymazuje Adolfa Hitlera z kart historii. Problem w tym, że geopolityczną sytuację wykorzystuje Józef Stalin i po podboju Chin, ruszył z frontalnym atakiem na Europę. Państwa Starego Kontynentu zawierają sojusz i postanawiają wspólnie waczyć z czerwoną zarazą.

Gracz ma do wyboru dwie strony konfliktu - Aliantów i Sowietów. W zależności od wyboru ma zupełnie inną ścieżkę fabularną, dwa alternatywne zakończenia oraz - co robiło wtedy niesamowite wrażenie - wstawki wideo z żywymi aktorami.

Mechaniki nie różniły się zasadniczo od pierwowzoru i były rozwinięciem pomysłów. Gracz nadal musi rozbudować bazę, produkować jednostki, gospodarować zasobami i wyeliminować przeciwnika. Czasami misje wymagają sprytu lub ratowania konkretnej osoby, ale i tak wszystko skupia się na pełnowymiarowej walce.

Zarówno Alianci, jak i Sowieci, mają unikalne budynki i jednostki, ze swoimi atutami i wadami, co wymusza na graczu przyjęcie odpowiedniej strategii. Europa to szybkość działania i przewaga na wodzie, ruska zaraza to wytrzymałość i zaciekłość w walce na bliski dystans. A i tak wszystko sprowadza się do przeprowadzenia skutecznego ataku na bazę wroga.

Prócz 14. misji kampanii dla każdej ze stron konfliktu, Command & Conquer: Red Alert oferuje rozgrywkę przez internet. Było to popularne zwłaszcza podczas imprez LAN-owych, gdzie gracze siedząc obok siebie łączyli komputery i oddawali się wielogodzinnej walce.

Gra dostała dwa dodatki trafiła też na konsolę PlayStation, a w roku 1998 stała się programem darmowym. W roku 2020 weszła w skład wydanej składanki Command & Conquer Remastered Collection. W sumie w serii Red Alert wyszły trzy cenione przez graczy produkcje.

Kilka lat po premierze Westwood Studios zostało wykupione przez Electronic Arts, po czym zostało rozwiązane i wchłonięte do wewnętrznych struktur giganta. Tym samym powtórzyła się historia wielu innych cenionych studiów, które podzieliły ten sam los.

Zak McKraken and the Alien Mindbenders
Zak McKraken and the Alien Mindbenders
Gdy ZakMcKraken, dziennikarz bardzo "poważnej" bulwarówki jechał na materiał, aby opisać dwugłowe wiewiórki atakujące wczasowiczów na kampingu, nie miał pojęcia, że trafi na trop dużo poważniejszy. I przyjdzie mu walczyć z kosmitami, którzy chcą zamienić ludzi w warzywa. No, może nie dosłownie - ale emitowany przez nich za pomocą sieci telekomunikacyjnej sygnał ma wyzerować inteligencję całej populacji Ziemi.

Oczywiście nasz bohater będzie musiał przemierzyć cały świat - i dotrzeć na Marsa - aby zebrać części specjalnej maszyny, dzięki której zapobiegnie zmianie wszystkich ludzi w głupoli (czy mu się to udało, to osobny temat heh). Tak w skrócie przedstawia się fabuła przygodówki point'n'click Zak McKraken and the Alien Mindbenders.

Druga to była produkcja po słynnym Maniac Mansion, w której twórcy z Lucasfilm Games zastosowali - zamiast wklepywania komend z klawiatury - specjalny silnik z predefiniowanymi komendami: otwórz, podnieś, użyj i tak dalej. No i, to była kolejna ich przygodówka pełna absurdalnego humoru.

To znak rozpoznawczy tych autorów produkcji z przełomu lat 80-tych i 90-tych, gdy gatunek święcił największe triumfy. Choć debiut na 8-bitowym Commodore C64 (później PC), nie zdobył od razu uznania recenzentów. Ale po latach, choć nie jest to najbardziej znana gra gatunku, to zyskała szacunek. A teraz, dzięki polskiemu sklepowi GOG.com, możemy cieszyć się najlepszą wersją tej produkcji, pierwotnie wydaną tylko w Japonii, z paletą 256 kolorów oraz odnowionym, zremasterowanym udźwiękowieniem.

TV Sports Basketball
TV Sports Basketball
Awans Wilków Morskich do finału mistrzostw Polski wpłynął na wybór gry do naszego kącika. Tytułów traktujących o koszykówce było w historii sporo, ale jeden z nich wyróżniał się na tle konkurencji.

TV Sports: Basketball wyszło w roku 1989 na pecetach, Amidze, Commodore 64 i konsoli TurboGrafx-16. Była to kolejną część sportowej serii studia Cinemaware, z których każda oferowała inne rozgrywki sportowe.

Produkcja oferowała rozgrywki pięcioosobowych drużyn, w pojedynkę, przeciwko kumplowi lub razem w drużynie, pojedyncze spotkania lub całą ligę, co prawda bez licencji NBA, ale za to z porywającą graczy oprawą.

Mecz zaczynał się od animacji początkowego rzutu sędziowskiego, a potem działy się cuda. Kosz zawsze znajdował się u góry ekranu, słychać było kozłowanie, pisk butów na parkiecie i trzepot siatki po wpadającej do kosza piłce. Gdy drużyna biegła na drugą stronę boiska, akcja na chwilę widziana była z boku parkietu. Tego nie miał nikt. Do tego możliwość grania tylko jednym zawodnikiem lub tym, który ma aktualnie piłkę.

Niesamowita grywalność, telewizyjne wstawki z prowadzącym, przebitki na widok hali, reklamy w przerwach. TV Sports: Basketball wyglądało jak transmisja telewizyjna. I nie ma co się dziwić, bo produkcja bazowała na programie sportowym emitowanym w amerykańskiej telewizji ABC. Pod koniec lat 80. robiło to kolosalne wrażenie.

Gra zbierała doskonałe oceny, recenzenci bardzo chwalili oprawę graficzną i feeling koszykówki. Po latach twórcy ze studia Cinemaware wydali ją ponownie i udostępnili wszystkim całkowicie za darmo.

1234567