... bo ja na przykład nie mogłem się przekonać, zwłaszcza do głównego bohatera owej historii. Co bynajmniej nie musi oznaczać, że Wam się ten tytuł nie spodoba, to ogólnie nie jest zła gra.
Fabuła, w której młody chłopak/dziewczyna zbiegiem wydarzeń staje przed misją ratowania świata - to klasyka jRPG. Dodajcie do tego jeszcze motyw wielkiej podróży, w której do naszego bohatera dołączają kolejne postaci tworząc rozrastającą się w trakcie rozwoju opowieści kompanię różnorodnych towarzyszy. No i akcja dzieje się w wymyślonych uniwersach, w których baśń często miesza się z magią czy technologią. Oczywiście także wymyśloną, może być przykładowo pozostałością po jakiś zaawansowanych technicznie przodkach/wymarłej rasie czy co tam jeszcze scenarzyści nam sprezentują. Ważne jest przy tym, na ile spójną wizję da się wykreować, jakie postaci uda się napisać (kluczowe są tu dobrze ukazane relacje i interakcje z naszą drużyną), jakie niespodziewane zwroty akcji zobaczymy i, jakże istotne w jRPG - jaki twórcy przygotują system walki. Bo na "tłuczeniu" się z potworami, żeby nabijać punkty doświadczenia i rozwijać naszą drużynę - na tym z spędza się w takich tytułach długie godziny, więc walka (niczym kolejna partyjka w Tetrisa) musi dawać sporo frajdy.
Opisywana gra ma wymienione cechy składowe gry z gatunku jRPG. Akcja The Last Remnant rozgrywa się w wymyślonym uniwersum z mieczami, magią i technologią. Rodzice naszego bohatera, gdzieś tam daleko, badają tytułowe Remnanty, tajemnicze relikty, które mogą zmienić się między innymi w potężną broń - albo, dajmy na to, potwora. Młodego chłopaka, który nazywa się Rush Sykes, poznajemy w momencie, gdy jakiś ponury typ porywa jego siostrę. Doktoratu ze znajomości jRPG nie trzeba, żeby się domyślić już na początku gry, że nasz bohater szukając jej, wplącze się w wielką intrygę związaną z Remnantami i skończy się na ratowaniu świata.
Sęk w tym, że nie polubiłem jakoś Rusha, jego zachowania mnie raczej irytowały i chociaż, oczywiście, wraz długimi godzinami przed ekranem (wszak to jRPG, to nie są produkcje na kilka chwil) fabuła nabrała rumieńców, to jednak jakoś bardzo mnie nie porwała. Ale - z tego co widzę w recenzjach (nie wspomniałem wcześniej, opisywany The Last Remnant to remaster z poprzedniej generacji, więc opinii o nim jest sporo), to jest też grono osób, które sposób poprowadzenia opowieści chwaliło. Więc trudno mi rozstrzygać, jak będzie z Wami.
Samo uniwersum wykreowano przyzwoicie, aczkolwiek jak mi się wydaje, twórcy The Last Remnant nie mieli super-budżetu do dyspozycji. Co oznacza między innymi spore uproszczenia i umowności w grafice. Przykładowo, gdy odwiedzamy miasta, nie możemy ich zwiedzać na własną rękę, tylko przemieszczamy się między mniejszymi mini-lokacjami. Podobnie jest z mapą świata. Poza tym, wszelkie scenki przerywnikowe są kreowane na silniku gry i, ogólnie rzecz biorąc, widać, że ten tytuł ma już 11 lat na karku.
Właściwie planowałem jeszcze ocenić system walki - ale gdy czytam to, co napisałem dotychczas, to tak naprawdę dopadła mnie jedna refleksja. Tu nie chodzi o to, że The Last Remnant jest jakąś kiepską grą. Nie - po prostu akurat mnie nie przekonał. To tak a propos wspomnianego przed momentem systemu walki. Całkiem rozbudowany, tylko zwyczajnie mi się nie podobał. Od pierwszego momentu miałem wrażenie chaosu na ekranie. Naturalnie później, że tak powiem, odpowiednie klocki wskoczyły na swoje miejsce, przyzwyczaiłem się. Ale jakoś szczególnie nie polubiłem.
Nie zmienia to faktu, że, po pierwsze i najważniejsze, ten remaster - fakt, że nie jakoś szczególnie pieczołowicie przygotowany - ale wyceniono sensownie w stosunku do tego co dostaniecie. Więc, jeżeli jesteście fanami jRPG (jak pamiętacie, innym z definicji nie polecam), to bariery cenowej do przeskoczenia nie ma, a The Last Remnant jest porządnym przedstawicielem gatunku. Może nie z tej najwyższej półki, ale jak najbardziej do ogrania. Chociaż mi nie przypadł do gustu.