Wymagający i wiecznie krytyczny ojciec oddaje swojej córce zniszczoną i starą pralnię. Niby robi to po to, by nauczyła się odpowiedzialności i prowadzenia biznesu, w końcu on osiągnął życiowy sukces i wymaga od córek takiego samego poświęcenia. Pierwsze dni pokazały, że praca jest monotonna, nudna i powtarzalna. Przyjdź do pracy, posprzątaj śmieci, weź brudne ciuchy klienta, wstaw do pralki, wyciągnij, wsadź do suszarki, wyciągnij, wydaj i skasuj kilkadziesiąt dolarów. Wszystko na czas, gdyż od tego zależy wysokość rachunku. No dramat. Jednak bohaterka odkrywa na zapleczu zakurzone automaty arcade i dochodzi do wniosku, że to świetny sposób na to, by klienci czekając na czyste ubrania mogli się trochę zrelaksować. A przy okazji do kasy wpłynie kilka dolarów. I tu zaczyna się dobra zabawa.
Motyw prowadzenia pralni przewija się przez większość gry, ale jest on potrzebny do łatwego zarabiania pieniędzy, by móc rozwijać swoją dodatkową działalność. Dni nadal wyglądają podobnie, sprzątanie śmieci i ich wynoszenie do pojemnika - tu mała mini gra na celność, usuwanie przyklejonych w różnych miejscach gum do żucia - tu mini gra na refleks czy naprawianie zapchanej ubikacji - kolejna prosta mini gra. Do tego ciągłe robienie prania i pilnowanie czasu, by dostać jak najwięcej gotówki. W tym pomaga zegarek alarmujący o ważnych wydarzeniach, ale czym dalej, tym bardziej on irytuje. Można kupić lepszy model, ale ten kosztuje i to nie mało.
Mijają kolejne dni, automatów jest coraz więcej i co najważniejsze, w każdą grę można zagrać. Opróżnianie kasetki z pieniędzmi, przeganianie karaluchów gdy się zepsuje i można grać. Automaty arcade mają swoje ustawienia, którymi steruje się z palmtopa - trudność, cena gry, można zobaczyć sterowanie i co bardzo ważne cele przygotowane dla gracza - w sensie dla mnie. Wykonując zwiększa się popularność gry, a co za tym idzie zarobek. Cele są naprawdę różne, trochę łatwych, trochę trudnych, ale wszystko związane z zabawą. Zabij X wrogów, przejdź X poziomów, wygraj bez straty itp.
Tu dochodzimy do rzeczy dość dziwnej. Pralnia i automaty to zarobek w dolarach, ale już wykonywanie celów w poszczególnych grach, to wpływy w funtach. Jest to związane z tym, że za zarobioną brytyjską walutę można w komputerze w biurze kupić sporo przydatnych ułatwień, które niestety sporo kosztują. Mniej brudu w pralni, rzadziej psujące się automaty, reklama w radiu zwiększająca popularność firmy czy najlepsze - pomocnik opróżniający kasetki w automatach. Gdy ma się pod dachem kilkadziesiąt gier i trzeba robić to ręcznie, to jest to dość upierdliwe.
Co jakiś czas siostra na czacie pisze, że można rozbudować salon gier. I tak co jakiś czas leci kolejna ściana, automatów jest coraz więcej, remontowałem kolejne pomieszczenie, które wypełniłem następnymi grami i tak finalnie do stworzenia prawdziwego salonu gier z dawnych lat. Po drodze są nieprzyjemnie przygody z wymagającym ojcem, kumpel rozwijający firmę i potrzebujący pieniędzy, afera, kopanie się z urzędnikami... no dzieje się, ale wszystko w obrębie salonu, komputera i telefonu.
No i największa radość w Arcade Paradise - automaty. Jest ich kilkadziesiąt, jak mówiłem, na każdym można zagrać i w sumie to wypełnia dużą część dnia, gdy pralnia jest już zbytecznym dodatkiem. Oczywiście nazwy są wymyślone, grafika w nich całkowicie zmieniona, ale na pierwszy rzut oka widać inspiracje wielkimi klasykami lub wręcz ich kalki. Space Invaders, Asteroids, Pong, Arkanoid, Pac-Man, Puzzle Bobble, Frogger, Dig Dug, Dance Dance Revolution, znany u nas Cymbergaj, piłkarzyki, bilard. Przedział gatunkowy jest bardzo szeroki, bo są wyścigi, strzelaniny, gry zręcznościowe, taneczna, chodzona bijatyka, no jest tego cała masa. Gdy salon gier jest już rozbudowany, skupiałem się głównie na wykonywaniu celów w poszczególnych tytułach i nie chodziło o zwiększenie popularności produkcji, a zdobycie tych przeklętych funtów, by wykupić kolejne bardzo pomocne ułatwienia. Gdybym zliczył, to zapewne zabawa na automatach zajęła mi większość czasu spędzonego przy Arcade Paradise. I bardzo dobrze.
Graficznie jest poprawnie, muzycznie też, bo na w szafie grającej można wybrać utwory z całkiem pokaźnej biblioteki, dźwiękowo to majstersztyk, bo w końcu każdy automat ma swoje odgłosy, a całościowo jest po prostu poprawnie. Jest Konami Code, całkiem interesująca fabuła, czynnik ekonomiczny, ale przede wszystkim automaty. Nie wiem, czy to z powodu tego, że młodość spędziłem w salonach gier i mam duży sentyment, ale w Arcade Paradise bawiłem się rewelacyjnie. Można by rozbudować ten tytuł o kilka elementów, można szybciej wprowadzić pewne ważne wydarzenia, bo jednak początek gry to głównie robienie prania i to nudzi się dość szybko, bo jest strasznie monotonne. Rozumiem zamysł, ale robienie przez długi czas ciągle tego samego, czekanie na koniec prania czy suszenie i ciułanie każdego grosza by kupić kolejny automat, no miałem serdecznie dość. Gra ma drobne mankamenty, ale gdy salon wypełnia się automatami, Arcade Paradise pokazuje swoją moc. Trzeba tylko przebrnąć przez początek, a potem tylko granie godzinami na ekranie automatu, który widzę... na ekranie konsoli. Mimo pewnej monotonii, jest to naprawdę udana produkcja.
Ocena: 8/10