Injustice: Gods Among Us boję się odpalić teraz. To właśnie taka gra, która zapewniła mi całe miesiące świetnej zabawy, oczarowała, m.in. ze względu na moją słabość do superbohaterów, także teraz boję się, że po 12 latach zdziwię się, co mnie tu w ogóle trzymało przy konsoli. Jednak jest to jedna z jaśniejszych superbohaterskich pozycji w elektronicznym archiwum. Przynajmniej jeśli chodzi o te bardziej leciwe.
Mieliśmy oczywiście wcześniej bijatyki z postaciami, które swoje kariery rozpoczynały na kartach komiksów, mam na myśli również tych z DC. Choćby Mortal Kombat vs. DC Universe, a że Injustice to dziecko właśnie twórców "Mortala" to droga do produkcji, która w całości poświęcona byłaby miłośnikom obcisłych rajtek, nie była już daleka. I trzeba przyznać, że Injustice zrobiła, co trzeba. Gra zapewniała beztroską, pełną efekciarstwa, ciosów specjalnych i niemal komiksowych kadrów rozrywkę. Jeśli ktoś chciął zobaczyć komiksowe starcia na żywo i mieć na nie wpływ - to był w siódmym niebie. Ja byłem.
Ja byłem, bo chciałem brać udział w takich walkach. Nie wiem czy to było zaplanowane działanie, ale w tym samym roku premierę miał Człowiek ze stali, w którym w Supermana wcielał się Henry Cavill, a to też na pewno podkręcało hype. Ja też wtedy robiłem recenzję do Giermaszu Injustice i do tej pory pamiętam, że nie chciałem mówić o fabule, bo taka właśnie była, że niespecjalnie chciało się o niej mówić. Wszystko opiera się o światy równoległe, w jednym z nich Superman staje po stronie złych, rozwija dyktatorskie zapędy, otacza się również zespołem innych supków, którzy podzielają wizję putinowską... przepraszam - "supermenowską" wizję świata pod pełną kontrolą, gdzie wyroki śmierci sypią się jak czekoladowe Korsarze, kiedy rozedrze się opakowanie. Ruch oporu zakłada oczywiście Batman, który sprowadza drugi zestaw całej super hałastry tym razem ze świata, gdzie nic się nie pochrzaniło. To oczywiście tylko podkładka, żeby usprawiedliwić to, że dobrzy biją się z innymi dobrymi, którzy teraz są złymi. Ale za to biją się z komiksową klasą. Widać, że ktoś przestudiował dokładnie jak powinna wyglądać cyfrowa wersja poszczególnych ruchów postaci, szczególnie tych specjalnych, które aż iskrzą energią na ekranie i są odpowiednio przypisane i podrasowane dla każdej bohaterki i bohatera. Ciosy wyrzucające w kosmos, kilometrowe kratery, lasery a do tego - moje ulubione - interaktywne rzeczy na arenach, którymi można się tluc. Na przykład przekonywać oponenta do poszanowania praw jednostki za pomocą śmigłowca.
Mieliśmy w Injustice też kilka trybów zabawy, była sieć, były również postaci dodatkowe jak Lobo, który ma potężne grono fanów. Było też kilka wad, poza fabułą, jak na przykład dziwnie wyglądające twarze, a niekiedy całe sylwetki i na przykład w dwójce nie do końca udało się z tym uporać. Ale oczywiście to wszystko schodziło na dalszy plan, kiedy Batman wyfurmanił komuś z Batmobila. A właściwie Batmobilem. No miód. Świetnie się bawiłem i prawdę mówiąc cały czas czekam na trójkę.
Mieliśmy oczywiście wcześniej bijatyki z postaciami, które swoje kariery rozpoczynały na kartach komiksów, mam na myśli również tych z DC. Choćby Mortal Kombat vs. DC Universe, a że Injustice to dziecko właśnie twórców "Mortala" to droga do produkcji, która w całości poświęcona byłaby miłośnikom obcisłych rajtek, nie była już daleka. I trzeba przyznać, że Injustice zrobiła, co trzeba. Gra zapewniała beztroską, pełną efekciarstwa, ciosów specjalnych i niemal komiksowych kadrów rozrywkę. Jeśli ktoś chciął zobaczyć komiksowe starcia na żywo i mieć na nie wpływ - to był w siódmym niebie. Ja byłem.
Ja byłem, bo chciałem brać udział w takich walkach. Nie wiem czy to było zaplanowane działanie, ale w tym samym roku premierę miał Człowiek ze stali, w którym w Supermana wcielał się Henry Cavill, a to też na pewno podkręcało hype. Ja też wtedy robiłem recenzję do Giermaszu Injustice i do tej pory pamiętam, że nie chciałem mówić o fabule, bo taka właśnie była, że niespecjalnie chciało się o niej mówić. Wszystko opiera się o światy równoległe, w jednym z nich Superman staje po stronie złych, rozwija dyktatorskie zapędy, otacza się również zespołem innych supków, którzy podzielają wizję putinowską... przepraszam - "supermenowską" wizję świata pod pełną kontrolą, gdzie wyroki śmierci sypią się jak czekoladowe Korsarze, kiedy rozedrze się opakowanie. Ruch oporu zakłada oczywiście Batman, który sprowadza drugi zestaw całej super hałastry tym razem ze świata, gdzie nic się nie pochrzaniło. To oczywiście tylko podkładka, żeby usprawiedliwić to, że dobrzy biją się z innymi dobrymi, którzy teraz są złymi. Ale za to biją się z komiksową klasą. Widać, że ktoś przestudiował dokładnie jak powinna wyglądać cyfrowa wersja poszczególnych ruchów postaci, szczególnie tych specjalnych, które aż iskrzą energią na ekranie i są odpowiednio przypisane i podrasowane dla każdej bohaterki i bohatera. Ciosy wyrzucające w kosmos, kilometrowe kratery, lasery a do tego - moje ulubione - interaktywne rzeczy na arenach, którymi można się tluc. Na przykład przekonywać oponenta do poszanowania praw jednostki za pomocą śmigłowca.
Mieliśmy w Injustice też kilka trybów zabawy, była sieć, były również postaci dodatkowe jak Lobo, który ma potężne grono fanów. Było też kilka wad, poza fabułą, jak na przykład dziwnie wyglądające twarze, a niekiedy całe sylwetki i na przykład w dwójce nie do końca udało się z tym uporać. Ale oczywiście to wszystko schodziło na dalszy plan, kiedy Batman wyfurmanił komuś z Batmobila. A właściwie Batmobilem. No miód. Świetnie się bawiłem i prawdę mówiąc cały czas czekam na trójkę.