To tak na opanowanie emocji Wam zaznaczyłem, choć już po dość wczesnych materiałach promocyjnych gracze spodziewali się, że Doom nie zawiedzie. Jest brutalny, taki nieco surowy w wymowie i trochę zmienia zasady rozgrywki w porównaniu z poprzednim - Eternalem. Nadal, żeby przejść dalej musimy po prostu wyeliminować całe bataliony demonów, ale tym razem mapy są nieco bardziej rozległe i chyba trochę mniej oczywiste. To znaczy, że nie mamy wrażenia, że wchodzimy do jakiejś klatki jak z MMA, raczej do wydzielonej strefy w jakimś umownym, faktycznie funkcjonującym świecie. Jeszcze jaśniej - w Eternalu nieodpartym wrażeniem było to, że poszczególne pomieszczenia powstały tylko do walki z demonami, tak jakby ktoś właśnie z taką myślą zbudował je w świecie gry, bo to, że realnie były przeznaczone do eksterminacji piekielnych pomiotów przez gracza - to oczywiste. Tutaj też oczywiście wszystko zrobione jest "pod rozwałkę", ale Dark Ages stara się wywrzeć wrażenie, że te miejscówki w uniwersum Dooma po prostu funkcjonowały normalnie - jako dziedziniec zamkowy czy warsztat lub laboratorium, a rzeczy, które służą do wyskoków, ukrycia się czy walenia ołowiem zza winkla - przypadkowo znajdują takie zastosowanie. Nie jest to jednak odosobniona zmiana. Jednym z filarów mechaniki jest tarcza. Właściwie "piłotarcza". Umiejętne blokowanie nią, takie w ostatniej chwili, które powoduje od razu kontratak jest jednym z kluczy do sukcesu. Oczywiście piłą także rzucamy, ona przecina słabsze potwory na pół, a w mocniejsze się wbija i na moment je unieruchamia umożliwiając nam faszerowanie delikwentów pociskami. I to jest po prostu rozkosz. Działa rewelacyjnie, przynosi olbrzymią satysfakcję i daje szereg taktycznych możliwości.
Nowy Doom jest mniej parkour. Znacznie mniej tu elementów skakankowo-bujających. Jest coś w rodzaju wydłużonego skoku dzięki tarczy, jednak nie uświadczymy tu platformowych etapów, do czego przyzwyczaił nas Eternal - to budziło mieszane uczucia. Moje również, choć po pewnym czasie zaczęło mi się podobać, ale nie ze względu na wykonanie, tylko na to, że był to rodzaj wyzwania, bo często to nie były łatwe fragmenty gry. Więcej tu mamy podczas walki slalomu między pociskami przeplatanego zasłanianiem się tarczą, co nie jest gorsze czy lepsze - jest inne i także bardzo mi się podoba, bo zostało wykonane prima sort. Po takim dłuższym zygzaku urozmaiconym demonicznymi wiwisekcjami, które umożliwia piłotarcza, ubogaconego celnymi seriami z kilku broni człowiek ma chęć pocałować się sam w pierścień z szacunkiem. To co jest w tym wszystkim istotne i dlaczego twórcy zrezygnowali z tych ekwilibrystyk to to, że Doom Slayer ma tu nieco innych charakter, sprawia wrażenie potężniejszego, silniejszego, takiego bardziej pierwotnego, jak przystało na średniowiecze, od niektórych skoków trzęsą się mury i pęka posadzka, na plerach dumnie powiewa skóra zdjęta z jakiegoś zwierza, ludzie patrzą na niego z nabożnym lękiem, nawet demonom miękną rogi, na dźwięk jego imienia. To wszystko podkreślają też rewelacyjne filmiki przerywnikowe. No. A takiemu zakapiorowi z ciężką łapą i butem, to jakoś nie wypada podskakiwać i naśladować Spider-mana. Jeśli chodzi o to, co zostało jeszcze z poprzednich części - to na przykład system rozwoju - możemy tu udoskonalać tarczę, broń i walkę wręcz, bo zostały ciosy chwały, choć są nieco wykastrowane przez brak animacji. Szkoda. Wiem, chodziło o dynamikę, ale moim zdaniem idealnie wpasowywałyby się w ten jeszcze mroczniejszy klimat. Z tych nieco bardziej świeżych rzeczy to mamy nieco krótkiego lotu na smoku i walkę za sterami mecha. O ile to przyjemne urozmaicenia, o tyle chyba chodziło tu o to, żeby ponapawać się jakoś jeszcze tym średniowieczno - technologicznym klimatem, bo za wiele to do rozgrywki nie wnosi. Fajne. Ale już więcej nie trzeba.
Jeszcze dwa zdania o grafice Wam powiem. Te mroczniejsze okoliczności przyrody i demonicznych mordów budowane są właśnie przez nowy wystrój wnętrz i zewnątrz w Dark Ages. Jest mocno średniowiecznie - technologicznie - mamy zamczyska, w każdym kolorze tęczy, jeśli to akurat szara tęcza, więcej tu mroku niż płomieni i deszczowego chłodu, niż piekielnego upału. I to bardzo miła nowość, faktycznie solidny element nowego, bardziej wyszukanego nastroju, który łączy technikę z prymitywnymi rozwiązaniami. Znalazły się tu miejsca na nowoczesne ekrany w lochach czy rycerskie zbroje, w hełmach których zamontowano komunikatory. Doskonale się to prezentuje, a Slayer jest doskonale wbudowany w ten świat. Grafika zresztą to pierwsza liga, choć niektóre rzeczy mogłyby się doczekać małego retuszu. Wiem, że to niby nieistotne, ale na przykład twarze niektórych mijanych przez nas ludzi wyglądają, jakby dziecko rysowało komuś buzię brązową farbą, a na nią naniosło czarną, zanim ta pierwsza wyschła - w efekcie mamy jakieś ciemne plamy w miejscu facjaty. Nie przeszkadza, ale jak już dbamy o detale - no wiecie. Dobrze by to zrobiło immersji. Choć w sumie... Człowiek mija, wyciąga tarczę i w następnej sekundzie zapomina, jak tylko wbije jej zęby w jakieś złowrogie, rogate cielsko przy akompaniamencie bardzo przyjemnych, ciężkich gitar. No nic dodać, nic ująć. Może trochę odkroić - demona. 9,5/10.