Tak jak w każdej wydawanej co roku grze sportowej – nie należy się (z reguły) spodziewać rewolucji. Tu też jej nie było, ale jest kilka naprawdę fajnych zmian. Na przykład – pięć z torów zostało zeskanowanych przez twórców i w tegorocznej odsłonie widzimy już ich nowe oblicza. Trzeba przyznać – wygląda to przedobrze. W nowych szatach mamy zupełnie różne obiekty – posadzone w parku Melbourne, pełne blichtru Bahrajn i Miami oraz przepełnione historią Suzuka i Imola prezentują się świetnie.
Wśród nowinek gameplayowych mamy na przykład trzecią część fabularnej Drogi do Sławy, znanej z poprzednich produkcji. Ciekawą opcją jest wyścig na znanych nam torach, ale w odwrotną stronę. Na razie jest to możliwe na trzech torach – Silverstone, Zandvoort i Red Bull Ring, mam jednak nadzieję, że ta wyliczanka się wydłuży, ponieważ takie na przykład odwrócone Spa mogłoby być bardzo ciekawe. Mamy również możliwość aby naszą rozgrywkę ubogacić o zespół z filmu o F1 z Bradem Pittem i albo siąść za kierownicą bolidu, albo pobawić się w szefa APX GP. Do tego nowe opcje personalizacji bolidu, nowinki w onlinowym trybie F1 World i inne wodotryski.
A jak się w to gra? Zaczniemy nie od wskoczenia za kierownicę, ale od zajęcia miejsca na pit wallu. Zmieniona jest nieco formuła prowadzenia gry jako szef zespołu. Nie tworzymy wtedy własnego kierowcy i nie wsadzamy go do auta, a rekrutujemy parę, która będzie ścigać się w naszym zespole. Właśnie, a co z jazdą? F1 25 już od pierwszych zakrętów sprawia wrażenie, że auta są nieco, z braku lepszych określeń, żwawsze. Bolid wydaje się lepiej wchodzić w zakręt, być precyzyjniejszym i w ogóle przyjemniejszy do prowadzenia. Przez to można wykazać się niezłą dokładnością przy pokonywaniu kolejnych kółek, ale również oznacza to, że łatwiej jest o drobną pomyłkę.
Po słabszym zeszłorocznym tytule, który serc graczy nie podbił, F1 25 to bardzo przyjemna odmiana w serii. Progres widać zarówno gołym okiem, patrząc na grafikę, jak i sprawdzając opinie graczy. Miejmy nadzieję, że to nie jest jednorazowy wyskok, jeżeli chodzi o formę, a nowy poziom, do którego twórcy będą co najmniej dążyć, jak nie przebijać. 9/10.