Na pierwszy rzut oka to dwuwymiarowa platformówka. Nie brakuje - niczym w klasykach lat 90-tych - ukrytych poziomów, monet do zbierania czy skrzynek do których trzeba znaleźć klucze. Mapy nie są przesadnie wielkie, to nie jest ogromna metroidvania z kolejnymi umiejętnościami do odkrycia, żeby dostać się w niedostępne wcześniej miejsca. Przy czym, warto odnotować, że sama mechanika skoku, jak postać na ekranie reaguje na poczynania gracza, tu nie ma się do czego przyczepić. Natomiast, cała zabawa zaczyna się, gdy napotkamy wrogów.
Bo w walce Bearnard pokazuje pazur. W sumie, dlaczego nie, skoro bohaterem jest zgryźliwy nieco w komentarzach misiek. Misiek z łukiem. Którym celujemy - widząc na jakimś odcinku przewidywaną trajektorię lotu strzały. Ale nie musimy się spieszyć, bo w walce Bearnard z - dosyć prostej - produkcji zręcznościowej przeradza się w grę turową. Raz my atakujemy bądź ruszamy się - po nas robi to przeciwnik czy przeciwnicy. A najlepiej rozpoczynać walki z możliwie jak najdalszej odległości, bo wtedy podstawowa strzała zadaje obrażenia "za dwa", zamiast "za jeden".
Właśnie - "podstawowy atak" - bo są też przeróżne ataki specjalne. Strzały ogniste, strzały wodne, elektryczne, rykoszetujące - i wiele innych. Do tego, żywioły można łączyć, najprostszy przykład: najpierw stworka potraktować wodą, a później łup go prądem... Kombinacje musisz Drogi Graczu odkryć sam - i lepiej się sprężać, bo właściwie z miejsca Bearnard staje się produkcją niezbyt wybaczającą błędy. Ale i premiującą kreatywność, bo arsenał, jaki będziemy mieli do dyspozycji, w części zależy też od losowego układu kart na planszy.
Ale zaraz - gdzie strzały, a gdzie jakieś karty? Otóż tu mamy element niczym z planszówek, poniekąd. Bo zamiast mieć, powiedzmy, strzały w ekwipunku - zamiast tego mamy karty. Czyli dysponuję w talii strzałą ognistą, wybieram, celuję - trafiona (nie?)zatopiona, płonie poczwara (powiedzmy, bo stworki w dużej mierze są raczej sympatyczne z wyglądu mimo wszystko - choć ich rodzajów mogłoby być nieco więcej).
Trudno ocenić, czy to jest czysta mechanika "budowania talii" znana z gier planszowych. Oczywiście karty wpadają losowo, wszak to normalna rzecz w karciankach, to jednak trudno coś tu w stu procentach kontrolować sytuację, co w danym momencie będziemy mieć na ręce. Jest sklepik, ale niezbyt często mamy okazję z niego skorzystać, a tak musimy polegać na tym, co w danym momencie wypadnie z wrogów. A w mechanice - jak sama nazwa wskazuje - "budowania talii" jednak w sporej mierze gracz ma kontrolę, co w tej talii będzie miał. Choć - tu plus - w sporej mierze wpływa to na regrywalność, bo każde starcie może być inne, w zależności od tego, czym dysponujemy. I raczej nie ma co "chomikować" kart na później. Bo raz, że jest limit maksymalnie 8. na ręce, więc i tak prędzej czy później trzeba będzie coś wyrzucić, więc lepiej to wcześniej wykorzystać. A dwa, że jak już wspomniano, gra niemal od razu staje się wymagająca.
Aha - przykład kart-strzał to tylko jeden z wielu. Bo można, dajmy na to, postawić mur między nami a wrogiem, można nałożyć jakiś status, leczyć się, założyć tarczę i tak dalej. Na duży plus dla rozgrywki w Bearnard można poczytać, że przy limicie 8. kart czasami naprawdę trudno zdecydować z czego rezygnujemy - bo i to fajne, i tamto...
Nie ma tu miejsca na bardziej szczegółowe opisy - a właściwie w ogóle można by się ograniczyć do sprawdzenia, jak to działa na konsoli Switch. Bo przecież ta produkcja miała już swoją premierę na komputerach jakiś czas temu. Ale chyba warto ją "nagłaśniać", stąd zdecydowaliśmy w Giermaszu, aby nie ograniczyć się do suchych "technikaliów", tylko przybliżyć Wam szerzej ten tytuł.
Z wad: sterowanie analogowym stickiem przy celowaniu bywa nieco kłopotliwe, gdy czasami milimetry decydują o powodzeniu strzału, czy trafimy w cel. Poza tym, cóż, zwróciliśmy na to uwagę już w pierwszym akapicie: graficzne fajerwerki? - nie, to nie tutaj. Rozbudowana historia, wybory moralne, gigantyczne drzewka rozwoju, otwarte mapy, metroidvanie z ich nowymi umiejętnościami - nie, to również nie ten adres. Rozgrywka, o ile "liżecie ściany", zamknie się w kilkunastu godzinach - także nie wszystkim musi to pasować.
Ale, w swojej niszy Bearnard naprawdę daje mnóstwo frajdy, o ile się spodoba. A w naszej redakcji się spodobał. Więc chociaż może i obiektywnie (tylko pamiętajcie, że przecież tę grę stworzyła jedna osoba!) należałaby się nota w okolicy 7-7,5 - to dajemy naciągane 8. Tylko pamiętajcie - to nie jest gra dla wszystkich!