Jeśli miałbym wymienić grę arcade, na którą wydałem najwięcej pieniędzy w salonach gier w latach 90., to w górnej części zestawienia byłaby chodzona bijatyka Violent Storm, którą w 1993 roku stworzyło studio Konami. W Polsce może nie tak znana jak klasyki Final Fight czy Cadillacs and Dinosaurs, jednak można ją było spotkać w wielu miejscach z automatami.
Całość to oczywiście stały schemat - fabuła tylko po to by był jakiś cel, kilku bohaterów do wyboru i setki przeciwników do obicia. Tu mamy porwanie dziewczyny przez groźnego szefa gangu, którą przyjaciele postanawiają odbić. Wszystko po to, by gracz mógł iść ciągle w prawo i pokonywać kolejne liczne zastępy wrogów.
W Violent Storm dostępnych jest trzech bohaterów. Chyba najpopularniejszy i wszechstronny Wade, silny Borys i mający spory zasięg nogami Kyle. Co ciekawe, ten ostatni był najmniej popularnym wśród bywalców salonów gier. Znawcy tematu dostrzegą analogie do wspomnianego kultowego chodzonego mordobicia Final Fight. Różnili się wachlarzem ciosów, ale nie jakoś diametralnie.
Gra była bardzo ładnie wykonana, wrogowie byli różnorodni i trzeba było dobierać odpowiednią taktykę, były też pojedynki z bossami. Każdy pamięta walkę w klatce z Driggerem czy pierwszego naprawdę trudnego przeciwnika - przystojniaka Mr Juliusa. Cała reszta to legenda, bo grało się naprawdę przyjemnie i automat pożerał kolejne ciężko wybłagane od rodziców monety. Dzięki temu Violent Storm plasuje się w górnych zestawieniach wszystkich rankingów chodzonych bijatyk. Niestety aktualnie można zagrać w nią tylko na pecetowych emulatorach lub w wersjach przegladarkowych. Mimo to warto.
Całość to oczywiście stały schemat - fabuła tylko po to by był jakiś cel, kilku bohaterów do wyboru i setki przeciwników do obicia. Tu mamy porwanie dziewczyny przez groźnego szefa gangu, którą przyjaciele postanawiają odbić. Wszystko po to, by gracz mógł iść ciągle w prawo i pokonywać kolejne liczne zastępy wrogów.
W Violent Storm dostępnych jest trzech bohaterów. Chyba najpopularniejszy i wszechstronny Wade, silny Borys i mający spory zasięg nogami Kyle. Co ciekawe, ten ostatni był najmniej popularnym wśród bywalców salonów gier. Znawcy tematu dostrzegą analogie do wspomnianego kultowego chodzonego mordobicia Final Fight. Różnili się wachlarzem ciosów, ale nie jakoś diametralnie.
Gra była bardzo ładnie wykonana, wrogowie byli różnorodni i trzeba było dobierać odpowiednią taktykę, były też pojedynki z bossami. Każdy pamięta walkę w klatce z Driggerem czy pierwszego naprawdę trudnego przeciwnika - przystojniaka Mr Juliusa. Cała reszta to legenda, bo grało się naprawdę przyjemnie i automat pożerał kolejne ciężko wybłagane od rodziców monety. Dzięki temu Violent Storm plasuje się w górnych zestawieniach wszystkich rankingów chodzonych bijatyk. Niestety aktualnie można zagrać w nią tylko na pecetowych emulatorach lub w wersjach przegladarkowych. Mimo to warto.


Radio Szczecin