Ro, bo tak ma na imię nasza bohaterka, decyduje się wyruszyć w najbardziej nieznane za swoim zmarłym przedwcześnie synem. Za towarzysza ma tylko drwiący głos, który na każdym kroku przypomina jak beznadziejnego zadania się podjęła. W zaświatach spotyka duchy, przyjazne i nieprzyjazne, choć tych drugich jest zdecydowanie więcej, a od czasu do czasu ukazuje jej się emanacja syna pod postacią zjawy jelenia.
Death Howl najpierw wciąga nas płynąca powoli muzyką, niepokojącymi dźwiękami wplatanymi w leniwe tony. Potem, gdy razem z Ro otwieramy oczy w innym świecie, oczarowuje wysokokontrastową paletą barw. Każda część krainy śmierci składa się tylko z kilku kolorów, które czasem wydają się być negatywem jakiejś bardziej naturalnej palety, właściwszej dla prawdziwego świata. Jak przyzwyczaimy się już do osobliwego piękna tego świata i zrobimy pierwsze kilka kroków na drodze do celu, wtedy dopiero uderza w nas wyzwanie.
Ta gra, pomimo że jest karcianką, rzeczywiście ma dużo z soulsów. Powracający przeciwinicy, zbieranie skowytów śmierci, które możemy wykorzystywać do ułatwienia sobie podróży, a nawet nieoczywisty sposób opowiadania historii. No i cykl składający się z frustracji i zadowolenia z siebie. Frustracji, gdy kolejny już raz podchodzimy do tej samej duchowej bitwy i zadowolenia, gdy w końcu tę bitwę wygramy.
Były takie momenty, gdy trochę mnie to irytowało, ale im dłużej grałam tym bardziej przyzwyczajałam się do to tempa i zaczęłam doceniać zarówno kolejne upadki jak i poczucie zagubienia, które towarzyszyć nam będzie w tej grze cały czas.
Jak to z wieloma karciankami bywa, Death Howl daje nam system, który łatwo jest zrozumieć, ale trudno opanować. Choć doceniam, że zachęca nas do wykorzystywania różnych kart w różnych krainach dzięki czemu nasza rosnąca kolekcja nie zaczyna nas w pewnym momencie zupełnie przytłaczać.
Duchowi przeciwnicy są bardzo różnorodni zarówno estetycznie jak i mechanicznie. Psy z czaszkami na głowie, lewitujące kryształy, pospolite dziki, głowy kruków i cała masa innych koszmarnych stworów czeka na nas w zakamarkach krainy śmierci. I każdy z nich będzie nam chciał zrobić krzywdę innymi metodami, do których nie zawsze łatwo będzie się przygotować.
Potrafię wiele niedociągnięć wybaczyć grze, która ma doskonały klimat. Na szczęście w Death Howl niewiele jest do wybaczania. Jeśli choć trochę lubicie karcianki, wyzwania i rozmyślanie, zarówno nad mechaniką jak i metafizyką, to wyruszcie z Ro do krainy, z której zazwyczaj się nie wraca. Na razie 8/10, bo to jedno z tych doświadczeń, które więcej może dostać tylko długo po jego ukończeniu. Powodzenia. Tylko zostawcie sandały w domu jeśli kroczycie do krainy umarłych.