Chyba wszystkie grupy będą zadowolone. Nowy Ninja Gaiden hołduje tradycjom, ale stara się być na tyle współczesną i otwartą produkcją, żeby również ci mniej obyci w gatunku gracze znaleźli coś dla siebie. O ile nie będą zwracać uwagi na fabułę. Wyjątkowo zacznę od niej, bo ta - moim zdaniem - jest równie głęboka, jak weekendowa gazetka reklamowa. Widać, że twórcy chcieli nadrobić nieco te płycizny wyszukanymi dialogami, ale są one tak górnolotne, że wszystko sprawia groteskowe wrażenie. Choć nie chcę być tu zbyt czepialski, bo fundamentem całej zabawy jest oczywiście walka.
No i tu Ninja Gaiden dowozi. Jest dokładnie to, na co można liczyć odpalając taką grę. Szalone tempo, mnóstwo krwi, ewolucje, lasery - dosłownie - parady i bloki. Cztery bronie do wyboru - choć zaczynamy z dwoma mieczami - później dostajemy na przykład zakończony twardo kij. Korzystając ze specjalnego paska możemy przejść w formę Bloodraven, która dodaje nowe możliwości ataku. Opcji prowadzenia walki jest mnóstwo, co ważne - nie miałem wrażenia, że jest jakiś jeden złoty sposób na pokonywanie przeciwników. Strategię trzeba zmieniać regularnie - w zależności od liczby wrogów, tego w jakim są dystansie i czym dysponują. Nie sprowadzi się tego do używania tylko jednego ataku.
Zazwyczaj na grafikę poświęcam osobny akapit, ale tu jest ona wyjątkowo mocno związana właśnie ze starciami. Mam na myśli to, że znajduje się ona gdzieś w rejonach, które umieściłbym w kategorii średnich, natomiast w czasie potyczek, którymi naszpikowana jest produkcja i tak nie ma możliwości, żeby zwrócić na nią uwagę. Do tego właśnie wtedy prezentuje się ona najefektowniej - dzięki wszystkim - właśnie - efektom i animacjom, jak na przykład te, które wieńczą wykończenie złola z obciętymi kończynami. Jeśli sięgniecie po Ninja Gaiden 4 - nie przyglądajcie się specjalnie graficznym aspektom - lepiej skupić się na walce i wtedy ewentualnie oceniać sprawy wizualne.
Tak z obowiązku muszę dodać, że przez pewien czas pojawia się również Ryu - postać, którą znacie z poprzednich odsłon. Bo głównym bohaterem przygody jest wojownik Klanu Kruka Yakumo. Celowo dodałem - "z obowiązku" bo raczej z obowiązku został też dodany, jako ukłon dla miłośników serii, choć ewidentnie większego pomysłu na niego nie było. Może w dodatku coś się tu rozwinie.
Dźwiękowo nie ma na co narzekać, głosy są w porządku - odpowiednio egzaltowane i hiperbolizowane, czyli z japońskim sznytem, muzyka - dynamiczna, wpada w ucho, nadaje odpowiednie tempo.
Mam jednak mały problem z poziomem trudności. Według mnie ten łatwy - jest nieco za łatwy, a normalny z kolei może sprawić, że mniej doświadczeni gracze mogą się już odbić. Nie mówiąc o tym najtrudniejszym. Ale to bardzo indywidualna sprawa.
A co do Ninja Gaiden jak całości, to już bardzo uniwersalna. To bardzo solidna, uniwersalna produkcja, może spodobać się starym fanom, jak i - przy odpowiednim podejściu - także tym nowym. 7 na 10.