Giermasz
Radio SzczecinRadio Szczecin » Giermasz
Jest rok 1939. W przededniu drugiej wojny światowej naziści rozpoczynają poszukiwania zaginionej Atlantydy - miasta, które przed wiekami w tajemniczych okolicznościach zniknęło z powierzchni Ziemi.

Po co? Podobno w ruinach Atlantydy znajduje się potężna broń, która zagwarantuje zwycięstwo. Naziści nie wiedzą jednak, że ich tropem ruszyła dwójka archeologów: Sophia Hapgood i Indiana Jones, którzy zrobią wszystko, by naziści nie dotarli do Atlantydy i nie wykorzystali ukrytej broni przeciwko ludzkości.

Gra Indiana Jones and the Fate of Atlantis pojawiła się w roku 1992 w wersjach na Amigę, Mac, PC. Przygodówka - klasyczny "point'n click" posiadała własną fabułę. Nie nawiązywała do żadnego filmu z Indianą Jonesem.

Wydawcą była firma LucasArts. Założył ją w 1982 roku George Lucas. Większość gier wydanych przez tego dewelopera bazowała na filmach wytwórni LucasFilm.

Czas przeszły jest w pełni uzasadniony, bo w 2013 roku historia LucasArts dobiegła końca. Okazało się, że zupełnie nie tak dawno, dawno temu... w niezbyt odległej galaktyce... firmę pokonała, nie Ciemna Moc, a księgowość Disneya...
Gracz komputerowy nigdy nie miał łatwego życia: ratowanie świata i walki z najróżniejszymi paskudztwami to przecież dla nas chleb codzienny.

Tym razem stanie nam na drodze sam Król Demonów, który zabija naszego mistrza i przenosi się w czasie, ucieka daleko w przyszłość. I słusznie się boi naszego gniewu, na nic bowiem jego podłości, gdy na drodze stanie mu The First Samurai.

Wydana w 1991 roku na Amidze gra w tamtym czasie była prawdziwym graficznym fajerwerkiem. Gatunkowo to połączenie platformówki z "chodzoną" bijatyką, plansze zmieniały się wraz z naszą wędrówką w czasie i przestrzeni.

W skrócie: zaczynaliśmy w epoce kamienia łupanego, kończyliśmy w futurystycznym wieżowcu. Gra, jak to zwykle w tamtych czasach, nie należała do najłatwiejszych.

Ale kto miałby zabić podstępnego Króla Demonów, jak nie mityczny Pierwszy Japoński Samuraj?
- Jesteś, jak cień. Działasz niepostrzeżenie, szybko i skutecznie - tak mógłby powiedzieć twój dowódca przed zrzutem. Lądujesz na końcu świata, by wykonać zadanie, któremu nikt inny nie sprosta.

Wydana 15 lat temu gra Delta Force była prezentem, jaki miłośnikom supertajnych bohaterów zrobiła firma NovaLogic.

To była gra z czterdziestoma(sic!) różnorodnymi misjami: od opanowania lotniska w Azji, poprzez unieszkodliwienie grupy terrorystów w Afryce, aż po likwidację bandytów dysponujących bronią bio-nuklearną w Rosji. Przed każdym zadaniem gracz musiał przygotować swój ekwipunek. Do wyboru był cały arsenał broni używanej przez oddziały „Delta Force”.

Gra wykorzystywała silnik graficzny firmy NovaLogic. 32-bitowy kolor, płynna animacja żołnierzy, trójwymiarowy dźwięk 3D Positional Sound. Jeżeli do tego dodać, że przy tworzeniu scenariusza uczestniczył oficer jednostek „Delta Force” - mamy gotową receptę na sukces.

Dodatkowym atutem DF była możliwość gry z innymi "komandosami" w sieci. Gracze łączyli się za pośrednictwem specjalnego serwisu internetowego NovaWorld. Szkoda tylko, że tak mało jest dziś tak dobrych gier.
To misja z gatunku tych niemożliwych. Samotny komandos musi przedostać się do pilnie strzeżonej bazy w której są przechowywane ładunki nuklearne.

Wyspę Shadow Moses na Alasce opanowali terroryści, wcześniej członkowie oddziału specjalnego FOXHOUND, obdarzeni wyjątkowymi zdolnościami psychicznymi i doskonale wyszkoleni w żołnierskiej sztuce.

Ich liderem jest człowiek o pseudonimie Liquid Snake. W bazie prowadzono prace nad specjalnym robotem bojowym. Szef terrorystów grozi, że wykorzysta maszynę o nazwie Metal Gear REX czy raczej jego pociski nuklearne do ataku - pod warunkiem, że władze USA wydadzą im ciało ich legendarnego przywódcy Big Bossa.

Przeciwstawić się im może tylko gracz, wcielający się w postać Solid Snake'a.

Fani już pewnie doskonale wiedzą, że mówimy o legendarnej grze Metal Gear Solid wydanej przez Konami w 1998 roku na konsolę Playstation.

To była po prostu sensacja, szczególnie, że to nie była strzelanka, a gra z gatunku skradanek - można wręcz powiedzieć, że ten gatunek definiowała.

Reszta jest historią - świetna sprzedaż i oceny, więc pojawiły się kolejne części. W Giermaszu recenzowaliśmy Metal Gear Solid 4 - za tydzień opowiemy o najnowszym Metal Gear Rising: Reverengence.
Ta gra nie była łatwa. Nie było mapy, wskaźników prowadzących gracza, nawet podniesienie leżącego na ziemi artefaktu było wyzwaniem. Był auto-celownik, ale przed oddaniem strzału trzeba było dobyć broni - dwóch pistoletów. Służył do tego osobny klawisz. Bohaterką gry była pani archeolog, która penetrowała zapomniane katakumby i świątynie. Damskie wydanie Indiany Jonesa nosiło imię Lara. Poruszała się z wdziękiem i wydawała z siebie urocze dźwięki. Niejeden z graczy stracił sporo czasu, wpatrując się w jej krótkie, brązowe spodenki i turkusowy t-shirt.

Był rok 1996, gdy świat oszalał na punkcie zgrabnej pani archeolog i gry Tomb Raider. Pierwsza część serii wydana została na platformy Sega Saturn i PlayStation. Na PC pojawiła się konwersja z konsoli. Seria Tomb Raider stała się dochodową marką, zaś Lara - jedną z głównych ikon przemysłu gier wideo. Pani Croft figuruje w Księdze rekordów Guinnessa, gdzie określono ją jako „bohaterkę gry komputerowej, która odniosła największy sukces w realnym życiu”. Gry z serii Tomb Raider do 2013 roku sprzedały się w liczbie ponad trzydziestu milionów egzemplarzy. Ciekawostką jest fakt, że pierwsza i ostatnia część serii noszą ten sam tytuł: Tomb Raider.
Po premierze tej gry w 1997 roku nic już nie było takie same. Gdy się ukazała wybuchł skandal, obrońcy moralności grzmieli z wściekłości, domagając się wycofania jej ze sklepów. Była brutalna, bo zamiast wcielać się w przykładnego stróża prawa - tym razem jako gangster rozjeżdżaliśmy niewinnych przechodniów, kradliśmy auta, braliśmy udział w strzelaninach.

To było prawdziwe Grand Theft Auto...
W pierwszych dwóch częściach miejsce akcji widzieliśmy z góry, od trzeciej części to środowisko trójwymiarowe. Tak na marginesie dodajmy, że całkiem niedawno okazało się, że te wszystkie protesty, kontrowersje - część z nich była ukartowana, nic przecież nie sprzedaje się tak dobrze, jak skandal. Dla DMA Design (później Rockstar North) darmowe publicity było naprawdę na wagę złota, bo sprzedaż poszybowała w górę. Gangsterskie opowieści, co najważniejsze, bardzo spodobały się graczom - bo mówimy już przecież o całej serii, której świetność trwa do dzisiaj.
Co może być ciekawego w układaniu klocków na ekranie komputera? Grafika nie olśniewa - nie mogła zresztą, skoro debiutowała na radzieckim komputerze Elektronika 60...

Tetris - gra legenda, wymyślona przez naukowców z Akademii Nauk ZSRR w Moskwie: Aleksieja Pażytnowa i jego współpracowników, Dimitrija Pawłowskiego i Wadima Geriasimowa. Idea jest prosta, układamy spadające z góry na dół klocki o rożnych kształtach. Gdy w poziomie utworzy się linia, taki - powiedzmy, wiersz - jest usuwany. Gdy nie ma miejsca na planszy, następuje koniec gry. Tetris pierwotnie ukazał się w 1984 roku, jego droga na Zachód była kręta i wyboista, ale ostatecznie sprzedano ponad 100 milionów kopii gry na bardzo różnych systemach - chociaż twórcy milionów się na niej nie dorobili. Teraz jest obecna także na tabletach i smartfonach, bo sława Tetrisa jest nieśmiertelna...
Życie w gotyckim świecie Nosgoth nigdy nie było łatwe - a to wampiry walczą z upadłymi aniołami, a to wredny nekromanta najpierw człowieka brutalnie zamorduje, a później wskrzesi i zrobi z ofiary wrednego krwiopijcę.

Taki los spotkał bohatera, którym pokierujemy w grze Blood Omen: Legacy of Kain. Przenosimy się do roku 1997, gdy rządziło PlayStation - część pierwsza - i zanurzamy w mrocznym świecie wampirów i magii. W tamtym czasie przygody Kaina robiły na graczach ogromne wrażenie swoją oprawą graficzną.

Nasz bohater walczył, zdobywał nowe moce, czary i przedmioty, wszystko po to, aby zemścić się na swoim prześladowcy. Grę, którą wydała firma Crystal Dynamics do dzisiaj jest popularna wśród wielu miłośników staroci, znajdziemy ją w sieci.

Czas więc ruszać na wampirze łowy...
W młodości porwali go słudzy władcy ciemności Maletotha, który zamienił go w bestię-wojownika i odebrał wolną wolę. Przez wiele lat w tej postaci brał udział w okrutnych magicznych rytułałach i składaniu ofiar z ludzi.

Aarbron w końcu jednak wyzwolił się spod złego czaru, stało się to, gdy na jego oczach stracono mężczyznę - jak się okazało, ojca naszego bohatera. Wtedy Bestia poprzysięgła zemstę, a na pomoc w pokonaniu władcy ciemności wezwała graczy.

Shadow of the Beast, scrollowaną-platformówkę stworzyło Reflections Interactive a w 1989 roku opublikowało Psygnosis. Gra w tamtych czasach była jedną z najpiękniejszych na rynku, pod warunkiem, że bawiliśmy się nią na Amidze, która miała specjalne układy graficzne i muzyczne. Z tego powodu konwersje na inne platformy nie wyglądały już tak dobrze.

Jedynym problemem Shadow of the Beast był poziom trudności - cytując Wikipedię "przejście całej gry graniczyło z cudem". Ale i tak podbiła rynek i doczekała się dwóch kolejnych części (screen z "dwójki").
W zamierzchłych czasach wczesnych lat 90-tych fani "ścigałek" nie zastanawiali się na fizyką modelu jazdy w grze. Najbardziej liczyła się grafika i to nieuchwytne "coś", co kazało nam godzinami trzymać joystick w rękach (tak, tak, to był najważniejszy sprzęt maniaka elektronicznej rozrywki) i mierzyć się w kolejnych wyścigach.

A jedną z najsłynniejszych wtedy serii gier był Lotus. Na podzielonym ekranie szalały miliony Amigowców i PeCetowców. Po "jedynce" z 1990 roku, firma Magnetic Fields wypuściła kolejne dwie odsłony serii, które wtedy dosłownie "miażdżyły" grafiką, do tego można było sobie wybierać utwory do jazdy z listy przygotowanej przez twórców, a przede wszystkim, rzucić wyzwanie koledze lub koleżance na podzielonym ekranie.

Wszystkie części Lotus Esprit Turbo Challenge (tutaj screen z "trójki") to absolutna klasyka gatunku, do dzisiaj wielu graczy pytanych o Lotusa uśmiecha się szeroko do swoich wspomnień...
19202122232425