Elizabeth jest jak Ziemia. Jest zmęczona. Bezradność wobec zła, nietrafione próby wzbudzenia empatii, zapaść wyobraźni u ludzi, sprawiają, że coraz trudniej jej z nimi żyć. Wiecznie apeluje o otwarcie serc, nie tylko na drugiego człowieka, ale na wszystkie inne byty. Tylko że na romantyzm nie ma już czasu.
W ciągu najbliższych pięćdziesięciu lat z Ziemi może zniknąć od jednej trzeciej, do połowy wszystkich gatunków zwierząt i roślin. Globalne ocieplenie, którego skutki już odczuwamy, jako hiperobiekt jest nienamacalne, trudne do uchwycenia, więc na co dzień wolimy o nim nie myśleć.
Wyparcie to strategia przetrwania. Nasza bohaterka próbuje uniknąć obłędu dzięki pisaniu. Zapraszana na odczyty i wykłady podróżuje z miejsca na miejsce w stanie permanentnego jet lagu. Ciągle pytana o swój literacki hit sprzed lat, próbuje przekierować rozmowy na bardziej palące sprawy, jednak brakuje jej słów, umysł błądzi i kwestionuje sam siebie. Zaczyna zauważać w sobie starość, wstydzi się, jest samotna. Lodowce topnieją po cichu.
W adaptacji Teatru Polskiego Elizabeth trafia na lotnisko, które rządzi się swoimi prawami, absurdalnymi regułami gry. To nie-miejsce, w którym bohaterka utknęła. Aby je opuścić, musi złożyć oświadczenie, powiedzieć, co czuje. Elizabeth, która sama walczy o „czucie” innych orientuje się, że nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Przez lata stworzyła dla siebie pancerz, który miał pomóc jej przeżywać mniej, funkcjonować w świecie, takim, jaki jest. W środku jest krucha.
(z materiałów Teatru Polskiego w Szczecinie)