Rok 2011 przeszedł do historii. Przyszła więc kolej na małe podsumowania. Najważniejsze pytanie brzmi, jak pod względem muzycznym on wyglądał? Moim zdaniem był jednym z najlepszych od kilku lat. Na przestrzeni całego roku ukazało się kilka naprawdę świetnych muzycznych produkcji. Nowe płyty po kilku latach milczenia wydały prawdziwe muzyczne legendy takie tak: Korn, Limp Bizkit czy nasz polski Glaca.
Wybór tej jednej jedynej płyty lub piosenki jest niemożliwy. Skupię się więc na krótkim opisaniu tego, co najbardziej utkwiło mi w głowie w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Skupię się głównie na poszczególnych utworach z najlepszych płyt. W przypadku rozbicia podsumowania na najlepsze płyty oraz utwory dwukrotnie opisywałbym tych samych artystów. Żeby to było szczęśliwe podsumowanie przedstawię najlepszą trzynastkę roku 2011. Kolejność prezentowanych wykonawców jest przypadkowa.
Doskonały powrót zespołu po kilku latach. Na taki utwór warto było czekać. Fred Durst i spółka nie zawiedli swoich fanów. Szkoda, że utwór ten w ogóle nie zaistniał na SLiP’ie pomimo tego, że zespół ten miał przebój roku 2000. 11 lat później popełnił jeszcze lepszy utwór. Dla mnie ścisłe TOP 5 roku 2011.
Równie doskonały powrót zespołu do formy jak w przypadku Limp Bizkit. Jednak bardziej szokujący. Wielu fanów Korna sprzed kilku lat mogła czuć się zawiedziona zmianą stylistyki zespołu. Prekursorzy tzw. „Nu-metalu” zaprezentowali się w stylistyce „Dub stepu”. Według mnie był to krok w bardzo dobrym kierunku. Powiew świeżości we współczesnej muzyce. Pokazał, że jeżeli robi się to umiejętnie, to w genialny sposób można połączyć dwa diametralnie różne nurty muzyczne. Zwycięzca w kategorii na najbardziej pozytywne zaskoczenie roku ;)
Polscy artyści też w umiejętny sposób potrafią krzyżować nurty muzyczne. Legenda polskiej sceny rockowej zaprosił do współpracy legendę rapu. Nie jest to jednak pierwsza współpraca tych artystów. Powrót Glacy był jednym z najważniejszych wydarzeń na polskiej scenie muzycznej minionego roku.
Ponowne wyróżnienie dla Peji. Jest to nagranie będące swoistym hołdem dla wybitnych raperów, których z różnych względów już nie ma. Dodatkowym atutem tej kompozycji jest udział samego Jeru The Damaja, rapera związanego bezpośrednio z rodziną Gang Starr. Jego płyta z roku 1994 „The Sun Rises on The East” jest do dzisiaj uznawana za jedną z najlepszych w historii czarnej muzyki. Zaproszenie takiego artysty na płytę polskiego wykonawcy należy docenić. To tak jakby Bono zaśpiewał gościnnie na nowej płycie Wilków.
Kolejny zespół, który w wielkim stylu wrócił po dekadzie milczenia. Tomek Lipnicki jak zawsze trzyma formę i nie zawodzi swoich fanów. Szkoda, że oprócz „Solą w oku” na nowej płycie ukazał się tylko jeszcze jeden premierowy utwór „Tron”. Trzy koncerty to również zbyt mało, żeby zaspokoić słuchaczy. Jednym z moich największych muzycznych marzeń na rok 2012 jest usłyszenie zarówno nowej, w pełni premierowej płyty chłopaków oraz zobaczenie ich na koncercie w Szczecinie ;)
Prawdziwy hit wakacji 2011 roku. Kolejny utwór, który łączy w sobie dwa muzyczne style. Jeżeli stworzyłbym kategorię na najlepszą piosenkę o miłości roku 2011, to statuetka za pierwsze miejsce powędrowałaby do chłopaków z Luxtorpedy. Dla tych, którzy chcieliby usłyszeć coś nowego i chyba jeszcze bardziej zaskakującego w twórczości Litzy, odsyłam do nowej płyty Arki Noego (zwycięstwo w kategorii największy szok roku). „Autystyczny” wszedł do kanonu polskiego rocka.
Drugi przebój lata 2011. Przypadek tej olsztyńskiej formacji pokazuje, że telewizyjne programy szukające talentów mają jakiś sens. Musi być spełniony tylko jeden warunek. Mianowice artyści muszą prezentować swoje autorskie dzieła. W tym miejscu chciałbym również wyróżnić chłopaków z zespołu Eris Is My Homegirl. Obok Illusion to na ich płytę będę najbardziej czekał w roku 2012. Ze wszystkich śpiewających talentów roku 2011 zrobili na mnie największe wrażenie.
W Kanadzie też potrafią zrobić dobrą rockową muzykę (patrz: Nickelback). Mam nadzieję, że Mark Kasprzyk przyjedzie kiedyś na koncert do kraju swoich przodków. Z otrzymaniem polskiego obywatelstwa nie powinien mieć problemu. Z zapełnieniem Teatru Letniego podczas koncertu w Szczecinie również.
Mam naprawdę wielki problem z tym, która piosenka jest lepsza. W zależności od tego, którą aktualnie słucham, ta najbardziej mi się podoba. Twórczość HU przypomina mi Linkin Park z ich najlepszego okresu. Płyta „American Tragedy” może śmiało stać na półce obok „Hybryd Theory” czy „Meteora”. Każdy kto mnie zna, wie, jaki mam stosunek do dwóch pierwszych płyt LP. Z chłopakami z Los Angeles jest podobnie. Dwie pierwsze płyty były doskonałe. Oby trzecia okazała się równie dobra. Czekam również na koncert w Polsce.
12