Zabawa była rewelacyjna. Do wyboru mieliśmy między innymi kilka trybów - klasyczny wyścig bądź misje, gdzie celem było poczynienie największej ilości szkód, czy demolowanie wszystkich oponentów. Można było także wybrać jedno z trzech aut. Mało? Marka i karoseria w sumie i tak nie były potrzebne, skoro znikały pod warstwą zniszczeń w ciągu kilku, może kilkunastu sekund.
Gra ma też jakieś kontynuacje, ale chyba żadna nie wbiła się w pamięć tak, jak jedynka wyprodukowana przez Reflections Interactive już prawie 20 lat temu, data premiery to 1995 rok. A przecież wtedy internet był tak popularny jak teraz teleporty, więc rozwałka z kumplem po sieci nie wchodziła w grę. Ale i tak człowiek bawił się do nocy druzgocąc komputerowych kierowców.
Destruction Derby w pełni zasłużyło na średnią ocen w okolicach dziewięciu punktów na dziesięć, bo właśnie tyle ta produkcja najczęściej otrzymywała.
Dzisiaj - niestety chyba już nie znajdzie miłośników. Przede wszystkim ze względu na grafikę. Mało kto chce wsiąść do auta, którego maska po zgnieceniu wygląda jak ściśnięty akordeon. Ale i tak w dołku ściska, jak człowiek sobie przypomni te emocje przed ekranem...