A imię jego było jakże zwyczajne: Guybrush Threepwood.
Gdy w 1990 roku zadebiutowała gra The Secret of Monkey Island, gracze zbierali szczęki z podłogi. To był złoty wiek gatunku przygodówek point'n'clik. Dlaczego? Moim zdaniem dlatego, że w owych czasach były po prostu najładniejsze. "Jedynka" mieściła się na 4 dyskietkach - a już "dwójka" Monkey Island 2: LeChuck's Revenge bodajże na... 11 dyskietkach!
Więc mieliśmy piękną, narysowaną ręcznie grafikę i - koszmarnie wysoki poziom trudności. To znaczy: sama gra była prześmieszna, postaci niezwykle sympatyczne, ale zagadki bynajmniej nie należały do najprostszych. Na zasadzie: użyj sztucznej skóry na studzience ściekowej, aby zrobić trampolinę i wskoczyć na strych jakiegoś budynku...
Często kończyło się więc na "przeklikiwaniu" wszystkiego na wszystkim, sprawdzaniu różnych możliwości - aż graczom kończył się słownik wyrazów brzydkich. A pamiętajcie - wtedy nie było internetu i trzeba się było nieźle nabiedzić, aby zdobyć solucję.
Na rynku jest 5 gier z serii, dwie pierwsze - najstarsze - wydano jeszcze raz z uwspółcześnioną grafiką. Ale zapewniam, że nawet oryginały, jak przymkniecie nieco oko na piksele, to dalej wyglądają naprawdę okazale. Ja uwielbiam zwłaszcza "trójkę", Curse of Monkey Island wygląda jak film animowany, ta gra w oryginale w ogóle się nie zestarzała. A w 2009 roku wydano ostatnią na razie grę z serii czyli Tales of Monkey Island.
A jaka jest owa tytułowa "Tajemnica Małpiej Wyspy" z pierwszej gry z serii? Sprawdźcie, odpalcie, zagrajcie - to dalej świetne gry przygodowe, absolutna klasyka gatunku!