I od razu wiadomo, że nie jest to gra dla wszystkich, prawda? Może na początku wymienię rzeczy, które mnie w grze odrobinę irytowały - acz głównie na początku - a to i tak nie zmienia faktu, że na końcu tej recenzji będę wam gorąco Grow Home polecał. O ile chcecie dać szansę produkcji nieco innej od tych, które królują na listach bestsellerów.
Otóż zwróciłbym uwagę, że to gra dla cierpliwych. Czy może inaczej: włączając Grow Home trzeba się - powiedzmy - nieco przestawić. Gry zazwyczaj oferują nam dużo akcji i emocji, często goni nas czas, a wiele tytułów wymaga opanowania dosyć skomplikowanego sterowania. A Grow Home jest inne - i gdy odpaliłem tę grę, to na początku nieco irytowało mnie niespieszne eksplorowanie otoczenia. Musiałem się przestawić, trochę zrelaksować - zrozumieć i przyzwyczaić do myśli, że nie muszę się sprężać, w szaleńczym tempie wykonywać kolejnych zadań. Że jeżeli skądś spadłem, to nie jest powód do nerwów, tylko spokojnie trzeba podjąć wędrówkę na nowo. Czyli, jest dokładnie odwrotnie niż dajmy na to w grach akcji, jakie ostatnio ogrywałem. Grow Home stawia na swobodną wędrówkę po ciekawym, ładnie narysowanym trójwymiarowym świecie. Jest kolorowo, bajkowo - jednym słowem, przeuroczo.
Osią rozgrywki jest wspinanie się. Ale Grow Home oferuje coś zupełnie innego niż znamy chociażby z serii Assasin's Creed. Chociaż, kto wie, może elementy mechaniki zastosowanej w opisywanym teraz tytule kiedyś w serii o zabójcach zobaczymy. Przecież to pierwotnie eksperymentalny projekt, który dłubali gdzieś w zaciszu - być może jako poletko doświadczalne, gdzie sprawdza się różne pomysły na rozwój flagowych, wielkich serii Ubisoftu.
Wracając do tematu: chodzi o to, jak porusza się mały czerwony robocik B.U.D. (Botanical Utility Droid). Nie jest to obudowane jakąś skończoną ilością animacji. Tutaj każdy ruch dwóch małych czerwonych rączek i dwóch małych czerwonych nóżek jest generowany "na bieżąco" i za każdym razem wygląda trochę inaczej. Nieco gorzej sprawdza się to gdy chodzimy po - powiedzmy - płaskich powierzchniach. Chwilami ruchy naszego bohatera wyglądają nieco pokracznie, czasami nie łapie podłoża. Dajmy na to, wydawało mi się, że gałąź po której chcę się przejść jest w miarę płaska - a tu mój B.U.D. ni stąd ni zowąd zaczynał się zsuwać w przepaść...
... czasami bardzo dużą przepaść, bo wspiąć się mamy na 2 tysiące metrów. Jak? Ano, używając "Gwiezdnej Rośliny" jako drabiny. Jak nie przymierzając w anglosaskiej bajce o fasoli, która zasiana z magicznych ziarenek rośnie aż do nieba. W Grow Home nasz B.U.D. wylatuje z orbitującego statku kosmicznego i spada na sam dół tajemniczej planety. Tam znajduje niewielką jeszcze Gwiezdną Roślinę. Naszym zadaniem jest sprawić, aby urosła: dzięki temu wrócimy do statku, gdy użyjemy jej jako drabiny. A przede wszystkim - i będę się doszukiwał tutaj ekologicznej ideologii - zbierzemy próbki, które uratują nasz świat (można się domyślać, że chodzi o Ziemię). W praktyce wygląda to tak: z Gwiezdnej Rośliny wyrastają pędy z kwiatem na końcu. Trzeba się na takiego wspiąć, złapać kwiat - wtedy pęd zaczyna rosnąć, my decydujemy, w jakim kierunku. Najlepiej aby w stronę lewitujących w przestrzeni małych wysepek przez które przeświecają duże, zielone kryształy - one dają energię roślinie, dzięki temu główny pień rośnie coraz wyżej.
I to tyle. Z jakże modnego ostatnio, wrzucanego dosłownie do każdej produkcji, RPG-owego systemu rozwoju postaci, gdy wraz z postępem gry odblokowujemy poszczególne umiejętności - w Grow Home ostało się z tego dosłownie niezbędne minimum. Ot, możemy też znaleźć małe kryształki, jak zbierzemy odpowiednią ilość, to odblokujemy jakąś umiejętność, dajmy na to będziemy mieli odrzutowy plecak. Zbieramy także kwiatki, ich używamy jako spadochronu do swobodnego szybowania. Niektóre elementy otoczenia, na przykład liście, działają jak trampoliny.
Wracając jeszcze do generowanej na bieżąco animacji naszej postaci. Wspomniałem, że na równych powierzchniach bywa kłopotliwa - za to idealnie sprawdza się w trakcie wspinania. Co ciekawe, w tym elemencie nie wystarczy po prostu wychylenie gałki kontrolera w górę - producenci do gry polecają konsolowe pady (klawiatura też się sprawdza) - ale rękami musimy jeszcze oddzielnie poruszać. Jeden przycisk - jedna ręka, drugi przycisk, druga ręka. Więc wspinaczka (po płaskim poruszamy się normalnie) wygląda tak: wciskamy klawisze odpowiedzialne za chwyt rąk na zmianę, raz lewa, raz prawa, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa... I powoli brniemy do góry. Wspomniałem już, że na początku nieco się niecierpliwiłem, zmiana podejścia pomaga - przy tej grze można się po prostu zrelaksować.
Ubisoft, tak jak jest wielką korporacją nastawioną na zysk, tak co jakiś czas wydaje mniejszy, artystyczny tytuł. Takie było Child of Light, Valiant Hearts a nawet zaliczyłbym do tego ostatnie odsłony serii Rayman. Takie też, nieco eksperymentalne, a na pewno nie nastawione na zysk jest Grow Home. Ba, to nawet jeszcze mniejszy tytuł, praktycznie nie reklamowany przez wydawcę. Ja chciałbym więc włączyć się do "szeptanej propagandy", aby "pocztą pantoflową" nieść wieść o fajnej, nietypowej produkcji, której naprawdę warto dać szansę. Niech wielkie "korpo" nawet na tym zarobi, trzymam za to kciuki, bo wtedy będą wydawać kolejne takie perełki. Oczywiście, Grow Home nie ma szans na powszechne uznanie - to jednak niszowa produkcja. Ale wierzę, że ci, którzy szukają nieco innych doświadczeń niż tylko satysfakcja z udanego headshotu czy rozbuchanej do granic możliwości filmowej akcji - nie powinni Grow Home przegapić.
To taka słodka, sympatyczna gra.
[Gra do recenzji kupiona ze środków własnych]