Fallout 4 stworzyli źli ludzie. Niepomni na to, że gracz oprócz wirtualnego życia przed ekranem powinien mieć też to zwykłe, prawdziwe. Fallout 4 wciąga w swój świat na długie godziny. A ty, Graczu, nieświadom istnienia rodziny, znajomych, chłopaka czy dziewczyny, przemierzasz post apokaliptyczne pustkowia. Chociaż nie jest to gra idealna - co to, to nie. Ale jakże sprytnie zaprojektowana! Powiedziałbym, że to idealny "symulator dawania nagród". Bo mimo powtarzalnych elementów rozgrywki, wielu "zgrzytów" graficznych i błędów, mimo tylko poprawnie skonstruowanych zadań pobocznych i wolno rozkręcającej się głównej opowieści, te małe i większe nagrody, jakie ciągle dostaje gracz wystarczą aby nie było łatwo oderwać się od pada. A jeżeli macie syndrom kolekcjonera, to wpadliście jak - trzymając się konwencji - "atomówka w kompot".
Grę do recenzji dostaliśmy od polskiego wydawcy firmy Cenega.
GIERMASZ-Recenzja Fallout 4
Gwoli wyjaśnienia, zdradzę "wstydliwą tajemnicę": nie grałem w kultową "jedynkę" i "dwójkę". Zabawne że do tej drugiej gry przymierzałem się kilka razy - i, chociaż byłem wtedy zaprzysięgłym fanem produkcji RPG ukazanych w rzucie izometrycznym - z jakiś niewytłumaczalnych powodów nie mogłem się przez Fallout 2 "przegryźć". No cóż, bywa.
Ironia losu polega na tym, że z częścią trzecią - wyklinaną przez wielu fanów poprzednich odsłon - spędziłem za to długie tygodnie. Było to jednak ładnych kilka lat temu i przyznam, że trochę już zapomniałem szczegółów z tamtego doświadczenia. A że z racji totalnego braku czasu jako recenzenta Giermaszu kompletnie odpuściłem sobie kolejne Fallout New Vegas - więc w efekcie do ogrywania Fallout 4 usiadłem z "czystym kontem". Nie będę Wam więc szczegółowo opowiadał, jak bardzo zmienił się w stosunku do poprzednich gier, tylko - po prostu - czy się dobrze bawiłem.
Zresztą najważniejsza dla serii rewolucja dokonała się właśnie w poprzedniej "trójce", gdy z rzutu izometrycznego przeszyliśmy w pełne 3D a akcję zaczęliśmy obserwować z perspektywy pierwszej bądź trzeciej osoby (kierujemy "ludzikiem") - i to właściwie wszystko. Fallout 4 wygląda nieco ładniej niż "trójka", ma swoje momenty zachwytu, na przykład fajną grą świateł, ale i zniechęcenia kiepskimi teksturami czy wnętrzami wielu budynków - a w ostatecznym rozrachunku jednak prezentuje się nieźle. Tylko nieźle...
Tu mała dygresja: jak miło, gdy to rodzimy Wiedźmin III: Dziki Gon staje się swoistym benchmarkiem, wzornikiem tego, jak może wyglądać duża gra z otwartym światem i sporą mapą do wyświetlenia na ekranie. To nie jest jakiś źle pojęty patriotyzm: po prostu porównując Fallout 4 do naszego "Wieśka" widzimy, że amerykańska produkcja w odróżnieniu od tej polskiej tych standardów na nowo nie definiuje.
Z ostatnim Wiedźminem Fallout 4 przegrywa także na polu projektowania zadań pobocznych. W opisie polskiej gry podkreślałem, że udało się uniknąć bolączki wielu tytułów z tak zwanym otwartym światem. Tej, gdy pochłonie nas wir zadań dodatkowych i gdy po kilku godzinach wracamy do głównego wątku, łapiemy się na tym, że właściwie to już nie pamiętamy "o co tam chodziło?". Tymczasem w Wiedźminie III: Dziki Gon dodatkowe aktywności ładnie komponowały się z fabułą gry, z ostatnio recenzowanych produkcji przypominam sobie także Batman: Arkham Knight, które pod tym względem również "dawało radę" - czy klasyczne już GTA V.
Ale w Fallout 4 większość misji dodatkowych (nie oszukujmy się) to kwestia wybicia danej ilości wrogów, odszukania przedmiotu, który nam zlecono, oddania go, zainkasowania nagrody i punktów doświadczenia. Bez jakiegokolwiek "ciśnienia" na snutą historię. I nawet jeżeli we wspomnianym Wiedźminie były podobne zadania - to dało się je zawsze obudować mini opowiastką, która "robiła różnicę" i korespondowała jakoś z główną fabułą.
Która to w Fallot 4 rozkręca się dosyć wolno - także z racji zamierzonego pomysłu na grę. Można go streścić jednym słowem: eksploracja...
I tutaj dochodzimy do całego paradoksu Fallout 4. Owego, jak napisałem na wstępie "symulatora dawania nagród". Między innymi z racji beznadziejnego samouczka na początku można się poczuć mocno zagubionym w świecie gry. Nie znamy reguł, co chwila atakują nas jakieś potwory, a mamy mało zasobów, amunicji i czego tam. Więc w zasadzie nie można zrezygnować z eksploracji i ruszyć wątkiem głównym, bo nasze zapędy szybko skończy jakaś zabłąkana grupa ghuli czy innych rabusiów albo dajmy na to zabójczych, zmutowanych owadów. A skoro tak - to eksplorujemy. Przeszukujemy gruzowiska, opuszczone domy, fabryki, sklepy... Zbieramy dziesiątki przedmiotów, które możemy użyć w całkiem ciekawie przygotowanym systemie craftingu - ulepszamy swoją broń, gotujemy, przygotowujemy lekarstwa, rozbudowujemy osadę - naszą bazę wypadową.
Szwendając się po zniszczonej wojną atomową Ameryce (konkretnie po okolicach Bostonu) co i rusz dostajemy nagrody za nasz wysiłek: a to w opuszczonej chacie był sejf, w którym znaleźliśmy jakże potrzebną amunicję, a to w jakimś biurze odkryliśmy komiks, dzięki któremu zyskamy bonus do rozwoju postaci. Wreszcie, są nagrody za samo szwendanie się - bo na horyzoncie wyświetlacza mini mapy co i rusz pokazują się kolejne miejsca do zwiedzenia. A nuż znajdę tam coś ciekawego? I chociaż dana lokacja jest podobna do poprzednich, to kolekcjonerzy - w tym ja - mogą się poczuć jak w siódmym niebie. Nawet jeżeli ta nagroda nie będzie wielka - ale jakaś będzie... To naprawdę ogromna motywacja do gry, wiem co mówię.
Więc przy wszystkich mankamentach Fallout 4, wśród których wymienia się - oprócz błędów graficznych - uproszczony system dialogów i, ogólnie, rozwoju postaci w grze RPG, ten tytuł ma dla mnie coś uzależniającego, wciągającego jak bagno w świat w alternatywnej wersji historii USA po nuklearnej zagładzie.
Nie podejmuję się oceniania samego wątku głównego, jak widzę, zbiera mieszane opinie, a dla mnie był ok. To o tyle istotne, że przy eksploracyjnej naturze samej rozgrywki, w pewnym momencie można poczuć znużenie: gdy po raz nie wiem który przeszukujemy następne podobne do siebie miejsca. Od zmęczenia materią może nas uratować właśnie śledzenie rozgrywającej się na naszych oczach historii. Tak jak już wspomniałem, początek był niemrawy, później było całkiem ok, chociaż widziałem na ekranie lepsze opowieści. Ale jak wiadomo, "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia" i nie podejmuję się wróżenia z fusów, jak ty - drogi słuchaczu - odbierzesz tę fabułę.
I jeszcze jedna rzecz: pamiętajcie, że Fallout 4 w istotnej części to... strzelanina. Owszem, ze specjalnym systemem zwalniania czasu i wyboru miejsc, w które będzie miała trafić nasza postać (to ukłon w stronę mechanizmów klasycznych gier RPG) - ale można kompletnie go nie używać i podejść do walki czysto zręcznościowo. Chociaż wtedy nie będzie trafień krytycznych, o czym być może nigdy byście się nie dowiedzieli, bo... wspominałem już o beznadziejnym samouczku, zdaje się? Na szczęście szybko przypomniałem sobie mechanizmy z poprzedniej "trójki", ale twórcy Fallout 4 chyba trochę "strzelają sobie w kolano": bo produkcja ma chyba w założeniu być przystępniejsza, a skoro tak, to wypadałoby jakoś tych nowych graczy nauczyć mechanizmów rozgrywki, prawda?
Podsumowując, Fallout 4 to kolejny ciężki orzech dla recenzenckich zębów. Mówiąc za siebie: zdarzało mi się zapaść w świat gry na ładne kilka godzin dziennie, więc byłbym zwykłym hipokrytą, gdybym tę produkcję ocenił nisko. Z drugiej strony, trzeba uczciwie powiedzieć, że nie jest to gra wybitna. Ktoś powie dobra - ja powiem (jednak) bardzo dobra, zwłaszcza w swoim gatunku - ale Fallout 4 to doświadczenie nie dla wszystkich.
Z drugiej strony, fanów produkcji studia Bethesda - myślę tu o Skyrimie - jest tak wielu (liczonych nie w tysiącach a w milionach), że chyba nie tylko ja uwielbiam - mimo wszystkich ułomności - szwendać się po wykreowanych przez nich światach, prawda?
Giermasz - cotygodniowa audycja poświęcona grom komputerowym, zwłaszcza polskim. Prowadzą ją Michał Król i Kacper Narodzonek, a wspomaga ich Jarek Gowin.
Premiera nowego programu na stronie internetowej zawsze w sobotę, tego dnia w wersji skróconej usłyszeć ją można po godzinie 9 na antenie Radia Szczecin i Radia Szczecin Extra.