To nie będzie jakaś długa recenzja - i już szybko wyjaśniam, z czym miałem niejaki problem. Mianowicie sterowanie rzeczoną kulką odbywa się przez, powiedzmy, przechylanie planszy. Pod jednym trigerem pada w lewo, pod drugim w prawo i... i turlamy naszym bohaterem. Ten wcina specjalne owoce i robi się większy, chociaż - tu trzeci, i ostatni przycisk do sterowania - naszego "glutka" możemy dzielić na mniejsze, żeby przecisnąć się przez jakieś ciasne przejścia. No i, tu dochodzimy do sedna moich wątpliwości, gdy wciśniemy dwa trigery pada na raz - nasza kulka skacze...
... i słowo daję, pewnie ja jestem jakiś totalnie niezgrabny, ale sytuacja w której kulka skakała sobie wszędzie tylko nie tam gdzie chciałem - kłania się szukanie "znajdziek" - mnie to trochę irytowało. Dopiero, właśnie, gdy "przestawiłem" się na myślenie "niezobowiązująca zabawa" - to i faktycznie taka się stała. Na marginesie: do sterowania jak najbardziej da się przyzwyczaić, chociaż w kwestii skoków dalej uważam, że mogłoby być nieco lepiej. Ale, nie czepiam się, bo nie można tu przykładać miary niczym poważnych produkcji dla hardkorowców. Powiedziałbym, że ta produkcja ma sprawić frajdę ukrytemu gdzieś w każdym dorosłym wewnętrznemu dziecku...
I w tej kategorii LocoRoco 2 jak najbardziej się sprawdza. Ogólnie gra jest przeuroczo zabawna, zarówno ze względu na kreskówkową oprawę graficzną, muzykę i, po prostu, jej ogólny przekaz. Wiecie, tutaj nawet przeciwnicy to jakieś czarne kulki z dredami które męczą świat naszego bohatera swoją muzyką. Ta gra to taki "słodziak" idealny do zabawy z dzieckiem, oferujący raptem kilka godzin rozgrywki. Jeżeli nie nastawicie się - niepotrzebnie, nie bierzcie ze mnie przykładu - na jakieś poważne doznania dotyczące rozgrywki, to opisywane LocoRoco 2 jest jak najbardziej godne polecenia.
Chociaż - w kategorii nieco dziwacznych acz uroczo przesympatycznych produkcji na konsoli Sony u mnie zdecydowanie wygrywa gra Tearaway...