Nawet w głównym nurcie komputerowej rozgrywki - nastawionym przecież, w powszechnym odczuciu, na zarabianie pieniędzy i jakże często, na "odgrzewanie kotletów" - zdarzają się klasyczne "happy endy". Gdy grę tworzy się w ciszy i spokoju, bez marketingowego zgiełku i podkręcania graczy, możliwe są przynajmniej dwa scenariusze: tytuł ginie w zalewie innych i tylko recenzent smutno westchnie, że "taka fajna, a się nie sprzedała". Albo, w optymistycznej wersji, zdobywa uznanie i staje się tym tak zwanym "czarnym koniem" danego roku w branży. Tak właśnie w 2010 roku zaskoczyło graczy Darksiders. Hybryda slahera i action rpg spodobała się na tyle, że właśnie czekamy na sequel - więc mamy wspomniany wcześniej "happy end", oby kolejna gra była lepsza od "jedynki". Którą w międzyczasie warto nabyć za niewielkie pieniądze - dlaczego, o tym mówimy w recenzji Giermaszu.