Swoją drogą, obserwując branżę można dostać kompletnego "kręćka". Gry dla jednego gracza miały "umrzeć" właśnie z powodu sieciowych gier-usług. Bo stworzenie fajnej historii to gigantyczne pieniądze, w dodatku gracze taką produkcję przechodzą i sprzedają na wtórnym rynku z czego wydawca pieniędzy nie ma. Ale to jak zatem tłumaczyć ogromny sukces God of War?
Wyjaśnijmy: ta ekskluzywna gra na PlayStation 4 - według słów Sony - sprzedała się najlepiej w historii całej marki PlayStation - gdy mowa tylko o tytułach tworzonych specjalnie na ich konsole. To był, uwaga, system seller, gdy wieszczono nawet upadek takiego modelu biznesowego w którym to właśnie ekskluziwy są motorem sprzedaży.
A propos list sprzedaży: w Wielkiej Brytanii dalej rządzi i dzieli Crash Bandicoot: N. Sane Trilogy, za to w USA uwielbiają Mario Tennis Aces na Nintendo Switch. Co ciekawe God of War 2018 na drugim miejscu. Ale najlepsza była sprzedaż konsol w USA: nie PS4, nie Xbox One X, nie Switch a... NES Classic Mini był "jedynką" na liście sprzedaży. Nowa retro-konsolka trafiła znowu na rynek i jak widać, księgowi Nintendo świętują.
Święto także w obozie 2K Sports. Wydawca poinformował ostatnio, że najnowsze NBA 2K18 sprzedało się w ponad 10 milionowym nakładzie i tym samym cała seria dobiła do progu ponad 80 milionów kopii. A przecież już za chwileczkę, już za momencik 11 września w sklepach pojawi się NBA 2K19. I życzymy powodzenia, bo to bardzo udane koszykówki są - tylko nie przesadźcie z mikropłatnościami...
... właśnie - mikropłatności. Tym razem "wirus" dopadł Gran Turismo Sport, można za realną kasę dokupić auta z gry. Przy czym, jeszcze nie te najdroższe. Chociaż, prawdę mówiąc, jeżeli regularnie się ścigacie, to potrzebne do sieciowych zmagań "bryki" spokojnie ogarniecie za wirtualne kredyty. Reszta to tylko bajery.
Wracając do tematu ekskluzywnych gier dla konsol Sony: znakomity wynik sprzedaży God of War już dosłownie za chwilę może pobić produkcja o innym superbohaterze (no, o wiele lepiej rozpoznawalnym w pop kulturze). Mianowicie dziennikarze wychodzili z pokazu rozgrywki gry Spider Man z uśmiechami na twarzy. A premiera już na początku września.
Co ciekawe, zapowiedziany (za wcześnie, jak teraz przyznaje wydawca) remake kultowego jRPG Final Fantasy VII ma być... grą akcji. A przynajmniej takie głosy dochodzą z obozu twórców. Ale jak: remake jRPG nie będzie... jRPG?! Może to i lepiej - skoro tworzona nowa wersja ma być podzielona na odcinki i wprowadzać nowe wątki, więc zaraz by się zrobiła awantura. A skoro to będzie nawet gatunkowo inna gra, to łatwiej będzie dyskutować z ortodoksami.
Mini-afera związana z innym remake: na pudełku Spyro Reignited Trilogy fani dopatrzyli się komunikatu, "games 2 and 3 require download via internet" . Czy to oznacza, że tylko "jedynka" będzie na płycie a resztę trzeba pobrać? Według wydawcy - nie. Tłumaczą, że chodzi o premierowe łatki. Swoją drogą: co to za świat, że łatki na premierę nikogo już nie dziwią i nie oburzają.
Valve wreszcie wyda nową grę. Oczywiście nie jest to mityczny już - i pewnie nigdy nie powstały - Half Life 3, tylko karcianka Artifact. Co oznacza, że w już i tak w mocno konkurencyjny gatunek wkroczy potężny konkurent. Także dla wiedźmińskiego Gwinta. Szczególnie, że Valve, przecież bardzo bogaty właściciel sklepu Steam, już zapowiada turnieje z dużą kasą w puli do zgarnięcia.
Fenomen marki Dragon Ball może być trudny do "ogarnięcia" dla starszych, jednak wśród młodzieży to prawdziwa potęga. Co potwierdza zresztą nie tylko sukces gier na tej licencji - ale też i fakt, że jeden z liderów rynku sprzętu sportowego, Adidas, właśnie zapowiedział specjalne modele butów z motywami z Dragon Ball. Cen jeszcze nie ma, ale się nie łudzimy, że będzie tanio.
Kolejna ciekawostka - właściwie chyba do naszego działu "Technologie" - mianowicie właściel marki elektrycznych samochodów Tesla zapowiedział, że na ekranach w ich autach - oprócz standardowych informacji o stanie maszyny - będzie można także... grać. Stoisz w korku, to szybka partyjka... Mamy mieszane uczucia, bo jakoś możemy sobie wyobrazić, że ktoś kończy rozgrywkę już jadąc...
I na koniec: prosta platformówka, za bardzo drobne pieniądze - no to część graczy skusiło się na zakup Abstractism. I jakie było ich zdziwienie, gdy okazało się, że produkcja "żre" zasoby komputera niczym jakaś mega produkcja z graficznymi fajerwerkami. Co więcej, gra instalowała złośliwe oprogramowanie - a "truskawką na torcie" było odkrycie, że w tym wszystkim chodzi o wykorzystywanie komputerów graczy do... kopania kryptowalut. Steam już wywalił to badziewie - chociaż, dlaczego to się w ogóle prześliznęło do oferty sklepu, hę?