... Fallout przebija tu z każdego kadru, każdej rozmowy, wielu projektów budynków, broni albo postaci. A także tego takiego, nieco hmmm... zadymionego klimatu, który wprowadza nastrój z jednej strony beznadziei, z drugiej jest rozjaśniany przez elementy humorystyczne, choć te jak dla mnie były momentami zbyt ciężkie.
W The Outer Worlds sami konstruujemy postać. Od wyglądu poprzez statystyki - tu również wszystko jest bardzo podobne do "falloutowskich" rozwiązań - podstawowe umiejętności jak strzelanie z broni, walka wręcz lub bronią białą, do tego umiejętności dyplomatyczne, urok i tym podobne. Co dwa poziomy dostajemy atuty, takie dodatkowe wzmocnienia zdrowia czy dłużej działający tryb spowolnienia czasu. Brzmi to aż nadto znajomo. Podobnie jak walka, podczas której możemy w miarę precyzyjnie wybrać miejsce do ataku, właśnie dzięki tej funkcji spowolnienia czasu.
Skoro jesteśmy przy walce - no cóż, tu mogłoby być znacznie lepiej. Przeciwnicy są po prostu głupi. Lecą na linię strzału, słabo się chowają, no ich główną taktyką jest szturm na hura! Ewentualnie jakieś bezsensowne kręcenie się wokół kryjówek. Nie bardzo podoba mi się też broń. Nie cała - niektóre z pistoletów są w porządku, ale szczególnie te wcześniejsze wyglądają jak zabawki do robienia baniek mydlanych. Podobne efekty wydają też przy strzale. Nie czuję, żeby to była jakieś narzędzie zniszczenia, a w najlepszym wypadku paralizator. A szkoda, bo walki są dość częste. Choć można też próbować ich unikać, ale to według mnie uciążliwe rozwiązanie.
Historię zostawię do oceny Wam, jednak mnie się podobała. Powiem jedynie, że lądujemy po latach hibernacji na obcej planecie, musimy znaleźć sposób na wybudzenie pozostałych tysięcy pasażerów. A to dopiero początek, bo wpada potem konflikt z potężną korporacją i ludźmi, którzy nie chcą poddać się jej dyktatowi. Do tego całość właściwie zabudowana jest masą różnych zadań głównych i pobocznych, które rzadko bywają oklepanym standardem z cyklu - zabij go i nie daj się zabić. Prędzej pierwsze zlecenie to dopiero początek, potem okazuje się, że to nie jest takie proste, ofiara może skłonić nas do odłożenia broni, dłużnik z którego mieliśmy ściągnąć pieniądze, prosi o pomoc w ich zdobyciu i tak dalej. Do tego część zadań fabularnych i dodatkowych krzyżuje się, co z kolei niekiedy ułatwia lub utrudnia ich wykonanie. Są też wybory moralne, wcale nie proste, które wpływają na rozgrywkę. A wszystko budzi prawdziwe emocje. Wielokrotnie zastanawiałem się po czyjej stronie stanąć i komu pomóc, a kto zasłużył na tytuł mojego wroga.
Wróćmy na chwilę do tych porównań z Falloutem, bo nie chodzi tu tylko o klimat i taki specyficzny sznyt. Faktycznie graficznie The Outer Worlds przedstawia się jak któryś z poprzednich Falloutów, ale tym razem chodzi o epokę. Niestety graficznie, choć kolorowo i ciekawie, mogłoby być dużo lepiej. Sporo nieładnych rozmazań, które może i miały przypominać impresję, ale wyglądają jak kleksy postawione przez przypadek pędzlem, widoki z daleka też słabo się prezentują, do tego momentami mamy przycinki w animacjach - nawet zwykłym chodzeniu, co jest niewytłumaczalne przy takim poziomie graficznym. Irytuje również długość ładowania ekranu podczas przechodzenia do niektórych lokacji.
Było trochę marudzenia, ale to tak z obowiązku, żeby Was ostrzec na przykład właśnie przed grafiką, która może momentami zniechęcać. Ale to właściwie tylko tło. Jedynie dodatek do fantastycznej historii i bogatego świata. Nie jest to zbyt gorzka pigułka do przełknięcia, jeśli damy się ponieść The Outer Worlds, bo to cały bogaty świat, wielu ciekawych bohaterów i niezwykłych przygód. Mam po cichu nadzieję, że to dopiero początek i jeszcze będzie nam dane ponownie The Outer Worlds odwiedzić.