Okoliczności przyrody znane nam dobrze - planeta Ziemia, niedaleka przyszłość, coś poszło nie tak. Tym razem nie atakują nas kosmici ale jest całkiem blisko. Wirus Pandora spowodował wysyp mutantów. Co robić? Czas chwycić za broń i kawałek po kawałku bronić domu. Problem polega na tym, że wirus się rozprzestrzenia i widać to na mapie bardzo wyraźnie, procent po procencie coraz większa część naszej planety pokrywa się patogenem. Mamy więc znów wyścig z czasem i konieczność podejmowania decyzji na poziomie "co będzie mniejszym złem?", "który pożar gasić najpierw?". Tyle, że w Phoenix Point tych punktów zapalnych jest znaaaaacznie więcej niż w XCOM. Dla równowagi możemy za to tworzyć więcej zespołów. Nasi żołnierze też podzieleni są na klasy, dość typowe. Zachowują się bardzo podobnie do żołnierzy znanych nam z XCOM-a. Wyraźnie widać te same ruchy przy przeładowywaniu broni czy wyrzucaniu granatów. Na polu walki pojawia się jednak (oprócz wielu pomniejszych) jedna bardzo duża zmiana - celując możemy wybrać konkretną część ciała, w którą strzelamy. Może to być sama broń. To może nie brzmieć rewolucyjnie ale przy odpowiednim taktycznym zastosowaniu zmienia rozgrywkę dramatycznie. Odstrzelenie nogi mocno ogranicza mobilność, odstrzelenie ręki może spowodować całkowitą bezbronność, o dziwo odstrzelenie głowy niekoniecznie...
Poza polem walki podobnie jak w XCOM-ie mamy (początkowo jedną) bazę, tam możliwość budowania dobrze znanych nam pomieszczeń takich jak laboratoria czy generatory mocy. Naukowcy pracują nad różnymi technologiami ale jeszcze trzeba naszym zwerbowanym żołnierzom zapewnić jakąś pryczę i coś do jedzenia. I mimo tego, że początkowo Phoenix Point wydaje się być dobrze znanym nam XCOM-em w nieco innych okolicznościach przyrody to z czasem okazuje się, że to tylko okładka książki, po której absolutnie nie powinno się jej oceniać.
Pierwszych kilka godzin z Phoenix Point fanów XCOM-a niczym nie zdziwi. Ot, więcej roboty, więcej strategicznych wyborów, więcej danych do przetworzenia przed podjęciem decyzji. Po pewnym czasie okazuje się jednak, że np. te trzy frakcje, które nam dość szybko się przedstawiają i czegoś od nas chcą to nie drugoplanowy szum. Dochodzi do sytuacji, w której musimy się opowiedzieć po którejś ze stron i zaczyna się inna rozgrywka. Okazuej się też, że eksploracja jest jednak kluczowa a braki w zasobach mogą stać się najpilniejszą potrzebą. I tak z gry, w której skupiamy się na tym jak na polu bitwy najlepiej rozmieścić swoich żołnierzy, za czym się schować i w co czym strzelać, Phoenix Point staje się o wiele większą i bardziej skomplikowaną strategią. Nagle XCOM zaczyna sprawiać wrażenie takiej trochę zabawy w strategię. W porównaniu z Phoenix Point wydaje się być banalnie prosty. I nie mam tu na myśli jako takiego poziomu trudności a bardziej poziom intelektualnego zaangażowania. Tutaj trzeba się naprawdę poważnie nagłówkować. Po dość spokojnym początku wkrótce sytuacja robi się permanentnie dramatyczna.
Jeżeli nie zetknęliście się nigdy ze strategiami turowymi to... nie sięgajcie po Phoenix Point. Może Mutant: Year Zero na początek? X-COM: Enemy Unknown i następne części serii? Albo z naszego podwórka rewelacyjne Hard West czy Phantom Doctrine? Phoenix Point na razie zostawcie bo najnowsze dzieło Juliana Gollopa, choć początkowo nie sprawia takiego wrażenia, jest wymagającym tytułem i to trzeba lubić bo na zabawę nie będzie czasu. Niby możemy też poprzebierać swoich żołnierzy i graficzna precyzja detali jest tu imponująca ale umówmy się - świat trzeba uratować a nie wybierać rodzaj wąsa naszego najlepszego snajpera. Tutaj nie ma czasu na "gierki" bo sytuacja jest zbyt poważna.
Oczywiście można się do czegoś przyczepić, oprócz wirusa przejmującego kontrolę nad światem do Phoenix Point wkradło się trochę innych robaków, czyli bugów. Nic katastroficznego ale łatka by się przydała. Zdarza się też, że przy całym obsesyjnym perfekcjonizmie dotyczącym każdego szczegółu Phoenix Point sprawia dość surowe wrażenie. Dla mnie to akurat plus ale szukający fajerwerków mogą być zawiedzeni.
Phoenix Point to pozycja, która wymaga czasu, nauki i wysiłku. Ale fani strategii turowych będą zadowoleni. Ich rodziny, znajomi i współpracownicy mniej. Szykuje się kolejne kilkaset godzin grania.