Zgodnie z regułami gatunku, nie znajdziecie tu (z wyjątkiem kilku prostych mini-gierek) jakiś rozbudowanych mechanik. Cała zabawa polega na śledzeniu historii. A że nie chcę Wam zepsuć przyjemności z samodzielnego odkrywania tej opowieści, postaram się być oględny w jej opisywaniu.
Osią fabuły są perypetie nastoletnich uciekinierów (wcielasz się w nich, Drogi Graczu) z autorytarnego kraju nazwanego Petrią. Analogie do obecnych wydarzeń politycznych w USA łatwo wyciągnąć. Młodzież chce przekroczyć granicę, uciec do lepszego świata. Niezależnie od polityki (ten wątek macie do samodzielnej oceny), Road 96, jak sama nazwa wskazuje, jest opowieścią drogi. Podzieloną na mniejsze historie kolejnych dzieciaków, których prowadzimy w kierunku celu. Trasę do granicy przebędziecie więc wiele razy. Za każdym razem zobaczycie inne sceny, poznacie galerię postaci - w różnych sytuacjach. Zresztą, z poziomu ekranu w czasie ładowania poziomów sprawdzicie, ile procent historii o każdej z nich już ujawniliście. Nastolatka z bogatego domu, policjantka ze skrupułami, jej przybrany syn geniusz, ponury mężczyzna w kapeluszu, gwiazda reżimowej telewizji, para średnio rozgarniętych "gangusów" i sympatyczny kierowca ciężarówki - z każdą kolejną podróżą dowiadujemy się o nich więcej.
Nie zabrakło mechaniki "wyborów moralnych". Tak, aby w teorii bieg opowieści zależał li tylko od gracza. Oczywiście tutaj pamiętajcie, że jednak musi być to skończona liczba scenek i rozwiązań przygotowanych przez twórców. Ale, o ile będziecie mieli ochotę, dzięki temu można Road 96 przechodzić kilka razy, aby poznać różne warianty tej historii.
Akcję osadzono w połowie lat 90-tych. W mojej ocenie to sprytny zabieg twórców, bo nie ma smartfonów, dronów i innych urządzeń ułatwiających inwigilację obywateli. Realia XXI wieku mogłyby nieco podkopać fundament tej opowieści. Gdy zobaczycie mapę Petrii, zwrócicie być może uwagę, że do upragnionej wolności wiedzie tytułowa droga, Road 96. I tylko ona... Uciekinierzy pokonują więc setki mil - na piechotę, łapiąc "stopa", autobusem - aby osiągnąć punkt graniczny. I tu moje zastanowienie. Wiem, pewnie się czepiam, ale w - jak rozumiem - wielkiej terytorialnie Petrii, z liczącą tysiące mil linią graniczną, jest tylko jedno wyjście? Albo nie zwróciłem uwagi, albo w mojej wersji historii nie poznałem wytłumaczenia tego fenomenu.
Tu dotykam sedna moich (drobnych) wątpliwości, dotyczących oceny tej produkcji. Road 96 jest naprawę dobrze zrealizowaną grą. Z kreskówkową grafiką, na małym ekranie przenośnego Switcha prezentowała się ładnie. Nie doświadczyłem jakiś kłopotów technicznych, ponoć wersja PC wygląda bardziej okazale. Co więc sprawiało, że momentami czułem się wybity z klimatu i traciłem zainteresowanie? Cóż, pewnie trzeba by "pochylić się" nad kolejnymi scenkami tej opowieści. Tak naprawdę, to chyba były szczegóły - jakieś drobiazgi, które zsumowane sprawiały, że nie czułem opresyjnego ducha Petrii, ani powiewu wolności gdy doprowadzałem (bądź nie), kolejnych nastolatków do granicy tego państwa. Wydaje mi się, że Road 96 bliżej do młodzieżowego odbiorcy, a nie sceptycznego (z natury) starego dziada jak ja. Przy czym, jak wspomniałem na początku, moje odczucia względem gry zmieniały się bardzo często. Raz czułem się zaciekawiony, innym razem, powiedzmy, niekoniecznie. Oczywiście, im dłużej grałem, tym jednak było lepiej, gdy poszczególne puzzle tej opowieści wskakiwały na właściwe miejsce.
I teraz najważniejsze: pamiętajcie, że to jest tylko MOJA opinia. Road 96 zbiera mnóstwo dobrych ocen i jestem przekonany, że wielu graczy naprawdę zaangażowało się w historię, którą ta gra opowiada. Co więcej, jak już wspomniałem, po pierwszym przejściu fabuły, można spróbować odkryć tę przygodę na nowo, poprowadzić ją w inny sposób (w ramach dostępnych opcji naturalnie). Wypada więc powtórzyć: fani "symulatorów chodzenia" stanowczo powinni się Road 96 zainteresować.