Swoją drogą, właściwie trudno tu mówić o odwołaniach do klasyki - a raczej o powrocie klasyka: skoro Return to Monkey Island tworzył człowiek, Ron Gilbert, który definiował gatunek w jego złotych latach 90-tych. Wszak to The Secret of Monkey Island oraz jego kontynuacja Monkey Island 2: LeChuck’s Revenge były jednymi ze szczytowych osiągnięć tamtych czasów ("dwójka" na bodajże 11 dyskietkach do żonglowania w wersji na Amigę, co bardzo mi wtedy imponowało, jak duża to gra i piękna). Tak, na początku lat 90-tych tytuły point'n'click zachwycały oprawą, akceleratory 3D i inne fajerwerki graficzne w grach zręcznościowych były melodią przyszłości. A tu mieliśmy produkcje wyglądające niczym film animowany (choć wciąż rozpikselowany, dodajmy). Mechanika rozgrywki temu sprzyjała, po ślicznych tłach czyli lokacjach, poruszała się nasza postać w poszukiwaniu przedmiotów i miejsc bądź rozmówców, dzięki czemu - gdy wpadliśmy na właściwe rozwiązanie problemu - można było popchnąć akcję do przodu.
W tytule Return to Monkey Island - Powrót na Małpią Wyspę - ów "powrót" ma przynajmniej dwa znaczenia. Po pierwsze, to powrót Rona Gilberta do serii, bo po drugiej części, wspomnianym LeChuck's Revenge odszedł ze studia, które robiło te gry - i kolejne przygody zabawnego pirata Guybrusha Threepwooda powstały bez niego. A recenzowana produkcja w zamyśle twórcy wreszcie domyka trylogię, no i było nie było, obiecuje, że wreszcie dowiemy się, czym jest ów wielki Sekret Małpiej Wyspy. Więc mamy drugie znaczenie owego "powrotu". Ale wypada tu postawić kropkę, absolutnie nie będę Wam zdradzał nic więcej z fabuły. Jednocześnie, gdy zajrzycie na koniec tej recenzji i zobaczycie wysoką ocenę, możecie łatwo wywnioskować, że ja bawiłem się bardzo dobrze wydarzeniami na ekranie.
Bo cechą charakterystyczną całej serii Monkey Island (także tych części powstałych bez Rona Gilberta) jest humor. Mnóstwo humoru. Niby to Karaiby ze złotej ery piractwa XVII czy XVIII wieku, ale bez trudu odnajdziecie odwołania do współczesności i naigrywania się z popkultury, korpo-świata czy nawet polityki. W Return to Monkey Island jest też trochę gagów dla fanów poprzednich części, ale "świeżak" również powinien się w tym odnaleźć. Choć fakt, mogę tu się mylić, bo grałem w niemal wszystkie odsłony (ominąłem tylko Tales of Monkey Island) więc owe odwołania do przeszłości były dla mnie zupełnie naturalne. Przy czym, tu ważne zastrzeżenie: żeby wyłapać wszystkie gagi, konieczna jest przynajmniej dobra (a najlepiej bardzo dobra) znajomość angielskiego, bo gra nie ma wersji polskiej. Pewnie i dlatego, że trzeba by znaleźć i zapłacić zakładam niemałe pieniądze naprawdę porządnemu tłumaczowi, bo gier słownych, tych łamańców językowych w Return to Monkey Island (zgodnie z tradycją serii) nie brakuje. Ja nie wszystko idealnie rozumiałem, ale i podkształciłem swój angielski przy okazji, na przykład wiem już, jak brzmi słowo "szkorbut" w języku Shakespeare'a.
Już na wstępie zwróciłem uwagę, że mechaniki z przygodówek point'n'click chętnie wykorzystują współcześni twórcy gier "filmowych" czy narracyjnych. Tyle, że tam nie ma właściwie zagadek, przy których musisz pogimnastykować szare komórki zastanawiając się "co ja właściwie tu muszę zrobić"? Wspomniany przykład z lampką: znajdujesz lampkę, zapalasz i już, eksplorujesz wcześniej niedostępną lokację. Ale w Return to Monkey Island [TU NIEWIELKI SPOJLER], zapalona lampka to za mało (a trzeba było jeszcze znaleźć zapałki), gdy wszedłem do jaskini to okazało się, że muszę przejść przez labirynt odczytując symbole na ścianach.
Czasami irytuje to o tyle, że musisz zrobić dokładnie tak, jak wymyślili twórcy. Dajmy na to, w inwentarzu mam nóż, ale nie licz Drogi Graczu na jego kreatywne wykorzystanie. Użyjesz go dokładnie tam, gdzie ci wyznaczono. Ot, taka przypadłość point'n'clicków. A że Return to Monkey Island operuje dosyć specyficznym humorem, to postawione przed graczem łamigłówki czasami potrafią mocno wymęczyć. Za to jak wykoncypujesz właściwe rozwiązanie, satysfakcja zawsze jest ogromna.
Oczywiście gracz nie jest zostawiony sam sobie, jak uważnie słuchacie rozmów, opisów przedmiotów czy miejsc, na pewno będzie łatwiej. Chociaż, nie zabrakło "pułapek": poniewczasie dowiesz się, że część przedmiotów w ekwipunku... nie przyda się do niczego. A i nie wszystkie aktywne punkty w lokacji są przeznaczone do wykorzystania. Ale dopóki tego nie wiesz, a utknąłeś, to taktyka "przeklikiwania wszystkiego na wszystkim" czasami bywa konieczna, niestety. Choć i nie zawsze efektywna. Dawno temu człowiek polował na publikowane gdzieś w pismach (nie było internetu jeszcze!) solucje - Return to Monkey Island to jednakowoż pozycja nowoczesna i w każdej chwili mamy dostęp do systemu podpowiedzi. Od tych ogólnych do bardzo szczegółowych. Przyznaję, zdarzyło się... choć zapewniam, że o ile nie mieliście wcześniej kontaktu z gatunkiem, frajdę daje TYLKO samodzielne rozwiązywanie problemów i zagadek przygotowanych przez twórców. Czy Return to Monkey Island jest łatwiejsze od poprzedników, trudniejsze? Trudno rozsądzić, zawsze możecie wybrać tryb z prostszymi zagadkami, ale skoro jest system podpowiedzi, to ja bym sugerował jednak, aby sobie tak życia nie upraszczać i próbować sił w trudniejszej wersji gry. Jakby co, najwyżej sobie pomożecie.
Gra wygląda bardzo ładnie, pamiętajcie tylko, że z racji samych zasad tej zabawy, lokacje będziecie przemierzać wielokrotnie. Tak zwanego backtrackingu jest tu mnóstwo, bo nie raz okaże się (o czym już wspominałem), że staniecie przed jakimś problemem do rozwiązania i niemal zawsze oznacza to przeszukiwanie i wymyślanie, co by tu można jeszcze zrobić w odwiedzonych już lokacjach. W internecie było trochę "burzy w szklance wody" o wybrany styl graficzny, jaką kreską jest to rysowane. Jak dla mnie Return to Monkey Island wygląda super. Choć, gdy przypomnę sobie chociażby wcześniejsze Curse of Monkey Island, w najnowszej odsłonie brakuje nieco rozmachu. Cóż, to nie są "złote czasy przygodówek", to i pewnie budżet był mniejszy.
Return to Monkey Island jest grą o tyle trudną do oceny, że gdy nie mieliście wcześniej do czynienia z gatunkiem, można się odbić. Tu rozgrywka toczy się swoim nieśpiesznym tempem, gdy szukamy potrzebnych przedmiotów, zwoje mózgowe nam parują, gdy próbujemy rozwiązać kolejną zagadkę a prześmieszne dialogi z postaciami niezależnymi potrafią trwać całkiem długo. Z kolei, jak już znacie klimat przygodówek point'n'click, wydaje się, że Return to Monkey Island brakuje bardzo niewiele do ideału. Nieco zachowawczo daję więc 9 na 10, ale ta "dycha" jest w zasięgu. Choć fani mogą uplasować najnowszą odsłonę nieco niżej od kultowych poprzedniczek (i wtedy mamy 8 na 10 prawda?). Podsumowując, dla miłośników oczywista konieczność - a jeżeli nigdy nie próbowaliście gatunku, Return to Monkey Island jest świetnym wprowadzeniem. Choć z racji specyfiki tej zabawy, "świeżak" musi być świadomy tego, na co się pisze...
Ocena: 9/10 [ale pod warunkiem, że lubicie gatunek]