Streszczenie fabuły w Mario vs. Donkey Kong zmieściłoby się na pocztówce wysłanej z wakacji. Wielki małpiszon się nudzi, widzi na reklamie fajną zabawkę, a że nie ma jej w sklepach, to napada na fabrykę i kradnie jej zapas. Widzi to Mario i rusza w pościg. I to wszystko. W sumie całkiem dobry wstęp, jak na grę platformowo-logiczną.
Największym plusem jest to, że twórcy nie poszli po linii najmniejszego oporu i nie dali tylko zawartości znanej z klasycznego GameBoy'a. Standardowo są limity czasowe przeznaczone na każdą planszę i muszę przyznać, że miejscami bywa naprawdę ciężko, bo zapas wynosi np. 2 sekundy. Liczba żyć też nie robi wrażenia, więc pojawił się tryb casualowy, likwidujący ograniczenia czasowe, zapewniający masę możliwości powtarzania, bo Mario może otrzymać obrażenia aż 6 razy. Choć przy braku czasu robi się naprawdę łatwo - dla dzieciaków idealnie. Zresztą jak dorosły szuka absolutnego relaksu, też będzie zadowolony, choć uproszczenia są naprawdę potężne.
Sama gra polega na odnajdywaniu klucza, zbieraniu po drodze paczek, unikania przeciwników i dotarciu do drzwi końcowych. Plansze są małe, ale każda stanowi wyzwanie. Sporo tu skakania, bujania się na poręczach, wspinania po linach, jeżdżenia po platformach, wykorzystywania dmuchaw, unikania laserów, kombinowania z wciskaniem przycisków, które likwidują stojące na drodze ściany. Po otwarciu drzwi dostajemy kolejny poziom, gdzie trzeba dotrzeć do zgubionej zabawki. W każdym tematycznym świecie jest sześć plansz, po czym dostajemy dostęp do dwóch specjalnych. Pierwszą jest prowadzenie gromadki małych Marianów, coś na wzór klasycznej gry Oh No! More Lemmings. Odblokowujemy im przejścia, włączamy platformy itd. by zebrali litery składające się w słowo Toy i finalnie dotarli do postawionej na końcu etapu skrzyni. Po tym następuje finałowa walka z Donkey Kongiem. Na szczęście każda - w zależności od świata - jest inna, więc nie ma miejsca na nudę.
W nowej wersji Mario vs. Donkey Kong twórcy wprowadzili tryb kooperacji, którego oczywiście nie było w oryginale. Jest to game changer, bo pozwala wspólnie np. z dzieckiem przechodzić całą grę. Zmiana jest taka, że teraz należy dotrzeć i dostarczyć do drzwi dwa klucze - po jednym na każdą postać. W pomocnika Mariana wciela się wtedy grzybopodobny Toad i w sumie cała reszta jest taka sama, jak w przypadku kampanii dla pojedynczego gracza. Trochę szkoda, bo można było rozwinąć tryb kooperacji i rozbudować go o więcej dodatkowych elementów.
Mimo to grając w zwykłym trybie bez ułatwień, nadal trzeba liczyć każdą sekundę, plansze trzeba opanować do perfekcji, ewolucje wykonywać za pierwszym podejściem. Po tym względem gra bywa bezlitosna, na szczęście kilkukrotne powtarzanie plansz nie powoduje frustracji, a bardziej tę pozytywną zaciekłość, by w końcu zrobić to perfekcyjnie. Ile razy wysypałem się dosłownie tuż przed końcem, to nie zliczę.
Po rozwiązaniu wszystkich zagadek w ośmiu dostępnych światach, twórcy przygotowali dodatkowy end game. Odblokowuje się wtedy tryb Nowa Gra+, gdzie wszystkie plansze są trochę trudniejsze. Zawarty w nim jest także tryb ekspercki, gdzie zagadki są oczywiście bardziej wymagające, ale też - odniosłem wrażenie - ciekawiej zaprojektowane. No i jest ciężko, miejscami naprawdę ciężko. Do tego jest też tryb zmagań czasowych Time Attack, gdzie właśnie upływające sekundy są najważniejsze.
Nowa wersja klasycznej gry Mario vs. Donkey Kong przybita jest znakiem jakości Nintendo. Zdecydowanie polecam ten tytuł fanom gier platformowo-przygodowych, lubiącym ruszyć głową, wykazać się refleksem i po raz n-ty poszaleć w świecie Mario i jego przyjaciół.
Ocena: 8.5/10