W moim wyobrażeniach wspomnienia z Onimusha 2: Samurai's Destiny sprzed 24 lat są bardzo pozytywne. Jako ocalały z rzezi mistrz mieczy Jubei rzuciłem wyzwanie Nobunagdze Odzie, który dowodził armią demonów. Alternatywna wersja średniowiecznej Japonii mocno przypadła mi wtedy do gustu, a mój wojownik dysponujący tajemnicza mocą Oni siał popłoch w szeregach wroga. W tle trochę pogmatwana fabuła, dużo walki, wchłanianie dusz pokonanych demonów, przerysowani bohaterowie poboczni z którymi warto się zaprzyjaźnić dając im... prezenty. No typowa japońska gra.
W oryginale i remasterze Onimusha 2: Samurai's Destiny najważniejsza jest walka i wyczucie czasu, dzięki któremu można zyskać przewagę lub natychmiastowo zabić demona. Bohater dysponuje też łukiem i innymi broniami, czyli wszystko co było w pierwowzorze. Jako, że omawiam odświeżoną wersję gry z 2002 roku, może skupię się na zmianach, jakie wprowadzili twórcy.
Remaster z zasady skupia się na poprawie graficznej, czasami dodaniu nowych elementów czy poprawie źle zaprojektowanych mechanik. Niestety tu jest to zrobione połowicznie. Mówiąc wprost, odświeżona wersja Onimusha 2: Samurai's Destiny nie wygląda najlepiej. Widać, że to gra sprzed lat z lekko poprawioną oprawą. Niestety. Szkoda, że twórcy nie zdecydowali się na remake, czyli zrobienia tej samej gry, ale przy użyciu aktualnie dostępnych technologii. Poprawione jest sterowanie - i to działa na plus, niby łatwiej zmienia się broń, ale to nie ideał. Kamery nadal są "filmowe" czasami wprowadzając chaos w poruszaniu się, jest tez nowy "Piekielny" poziom trudności, gdzie jeden cios kończy grę. Z pudrowania starocia mamy jeszcze nowe stroje, pełen szkiców tryb galerii, cyfrową ścieżkę dźwiękową, mini gry dostępne od samego początku i funkcję automatycznego zapisu gry.
Remaster Onimusha 2: Samurai's Destiny to kawał dobrej gry, w który chciałem zagrać z sentymentu. I mimo, że walki są całkiem przyjemne, to jednak wygląd gry przypomina, że to produkcja sprzed wielu lat. Dodane nowości nie są game changerem, a raczej miłą niespodzianką, przy której za wiele czasu nie spędziłem. Tak jak oryginał w 2002 roku zachwycał, tak teraz trąci wizualną starością. Pierwowzór oceniłem wysoko, tak tu muszę dać naciągane 7/10.