I to właśnie walka jest najważniejszym aspektem Pokemon Legends: Z-A. Podczas eksploracji świata bierzemy udział w rozgrywkach, w których pniemy się w dywizjach od najniższej Z do najwyższej A – tak jak podpowiada nam zresztą tytuł. Tym razem jednak walka jest nieco inna. Zamiast turowego systemu, znanego graczom, którzy są z serią od początku, teraz walki Pokemonów toczą się w czasie rzeczywistym. Oczywiście spamowanie jednego ataku nie wchodzi w grę, mając na uwagę cooldown, więc te potrafią być niezwykle interesujące. Pilnowanie pasków zdrowia, ewentualnej zamiany na polu bitwy i kilku innych rzeczy – jest to angażujące i przyjemne. Do serii wracają również Mega Ewolucje, które pozwalają na tymczasowe wzmocnienie naszego podopiecznego podczas walki, pod warunkiem posiadania odpowiedniego kamienia.
O walce nie można powiedzieć złego słowa, jednak graficznie mogłoby być nieco lepiej. Na pierwszy rzut oka – nie wygląda to źle. I to nie jest też tak, że na Lumiose City nie da się patrzeć. Ale jeżeli szukamy detali, to modele nie są zbyt dopracowane, co na przykład widać po oknach budynków, które wyglądają jak naklejki na ścianach. Nie mamy też do zwiedzenia zbyt dużej liczby wnętrz. Jednak przymykając na to oko – jest okej, zwłaszcza jeśli mówimy o modelach Pokemonów, które wyglądają świetnie. Tutaj widać zdecydowany upgrade porównując to do ostatniego Scarlet/Violet.
W naszym Pokedexie w tym tytule są do zebrania aż 232 Pokemony. Wszyscy to jednak starzy znajomi, nowości możemy spodziewać się w sektorze wcześniej wspomnianych Mega Ewolucji, w tym dwie wersje ewolucji Mega Raichu, oznaczone literami X i Y. Jest to również nawiązanie do gier: Pokemon X i Pokemon Y, które dzieją się w regionie Kalos, w którym leży również Lumiose City. System łapania stworów jest dobrze znany – rzucamy pokeballa i mamy nadzieję, że nasz nowy przyjaciel się nam nie wywinie. Przy łapaniu dzikich Pokemonów możemy je również nieco osłabić pojedynkiem z naszym stworem, aby nie wyrywał się przy łapaniu tak łatwo.
Najważniejsze jednak, że w tą grę się po prostu chce grać. Chodzi płynnie, walki są angażujące, a miasto może i monotonne, a miejscami też zrobione na pół gwizdka, to zachęca do eksploracji i zapełniania pokedexu. Łatwo można przegrać kilka godzin lub zarwać nockę, pnąc się w alfabecie lig, które pokonujemy w drodze na szczyt. I właśnie ta grywalność, w połączeniu ze znanym i lubianym od prawie trzech dekad uniwersum Pokemon każe plasować tą grę wysoko, co przyda się serii, po średnio przyjętym Scarlet/Violet. Ode mnie dziewiątka.