Wszystko tu jest poematem na cześć "starych, dobrych czasów", od gatunku, który swoje najlepsze lata zaliczał właśnie w ubiegłym stuleciu, przez pikselową grafikę, po format prowadzenia przez opowieść, która jest tu tylko pretekstowa. Do wyboru mamy cały szereg bohaterów, którymi pokonujemy hordy przeciwników przemierzając dwuwymiarowe plansze. Zarówno postaci, jak i otoczenie to śliczna, pikselowa grafika utrzymana w komiksowym stylu, na którą trudno się napatrzeć. Również przerywniki skonstruowano jako statyczne, komiksowe plansze. Do zabawy solo wybieramy dwóch herosów, których możemy zmieniać podczas samej rozgrywki. Poszczególne misje także pozwalają nam wybrać duet, w który się wcielimy. To już jest doskonałą zabawą - wyszukanie najlepszego połączenia do danego zadania - czy lepszy będzie Cosmic Ghost Rider i Czarna Pantera? Czy Iron Man i Beta Ray Bill? Każda oczywiście dysponuje zestawem specjalnych ciosów, które również są bardzo czytelnie wykonane i świetnie zanimowane. Co więcej - gra unika przesycenia - to znaczy, nie ma właściwie takich chwil, żeby na planszy był chaos, który przesłania całą rozgrywkę. A w najgorętszych momentach zawsze można użyć ciosu specjalnego, który wymaga ładowania, i plansza momentalnie się oczyszcza.
Misje rozpisane są na takim drzewku, które można pokonywać dwutorowo - żeby przejść dalej musimy pokonać dwie równoległe, ale najczęściej zupełnie odmienne pod kątem miejsca; lądujemy w Wakandzie, krainie dinozaurów, Genoshy, na pokładzie Helicarriera i w wielu innych lokacjach, a część z nich ma dla nas dodatkowe urozmaicenia, jak na przykład tabuny triceratopsów przewalające się przez środek ekranu. Zawsze rzecz jasna na końcu jest boss. I tu właśnie tkwi największa siła Marvel Cosmic Invasion - włączacie ją - i dojście do bossa za każdym razem to jest plan minimum. Tym bardziej, że pokonanie całej misji zajmuje max. kwadrans. Po jednej misji - no dobra - to jeszcze jedną. I tak dwie, trzy godziny potrafią tu pyknąć. Bo to jest produkcja, która nadaje się na krótką nasiadówkę, ale potrafi też zamienić się w przygodę na cały wieczór. Trudno się oderwać. Niestety okazuje się zbyt krótka jak na mój gust - kilka godzin i czytacie napisy końcowe. Ma tę siłę, że spokojnie można sobie ją przejść jeszcze raz wybierając inne postaci do poszczególnych misji, ale nieco więcej zawartości też by się przydało. Na pocieszenie jest również tryb arcade, choć i tak człowiek czuje niedosyt. No, ale niedosyt lepszy niż przesyt. 8/10.