Giermasz
Radio SzczecinRadio Szczecin » Giermasz
Koniec II wojny światowej, agent brytyjskiego wywiadu Rick Dangerous wyrusza z tajną misją do amazońskiej dżungli. Oczywiście wszystko idzie źle, samolot się rozbija i nasz bohater musi uciec przed gniewem tajemniczego plemienia Goolu.

Przy okazji trzeba też spenetrować pobliskie podziemia - a tam czyhają na nas pułapki i tubylcy. Rick ma do dyspozycji niewiele amunicji i dynamitu. Już w otwierającej grę sekwencji trzeba szybko uciekać przed kamienną kulą, później poziom trudności tylko rośnie.

Ta scena coś Wam przypomina? Podpowiemy: oczywiście "Indiana Jones i poszukiwacze zaginionej Arki", twórcy wydanej w 1989 roku gry Rick Dangerous garściami czerpali inspiracje z przygód dzielnego archeologa.

Naziści też są, tak jak piramidy i tajne bazy wojskowe.

To była naprawdę przygoda na najwyższym poziomie, platformówkę napisało Core Design. Studio, które później stworzyło serię Tomb Raider.
II wojna światowa w branży elektronicznej rozrywki ma długą i bogatą historię. A w 2002 roku zapisano kartę na wyraz chlubną.

Po premierze Medal of Honor: Allied Assault, z pamiętnym etapem szturmowania plaży Omaha opartej na scenie z filmu "Szeregowiec Ryan", gracze przecierali oczy ze zdumienia. I nie jeden uwierzył, że jego prawdziwą misją jest uwolnienie Europy od nazistowskiej okupacji.

Wcielaliśmy się w rolę porucznika Mike'a Powella, komandosa sił specjalnych, którego wojenne losy rzucały między innymi do Francji, Algierii czy Norwegii.

Co prawda, 11 lat po premierze, mechanika rozgrywki nie dorównuje najnowszym strzelaninom z widokiem w pierwszej osobie, ale bardzo wielu graczy do dzisiaj co jakiś czas odpala sobie pierwszego "medala", aby znowu poczuć klimat wojennej przygody.

Od tego czasu zresztą prestiż serii mocno podupadł, kolejne części niestety nie dorównują klasykowi. Może powrót do czasów II wojny światowej by tutaj pomógł, ale nikt na razie o takich planach nie mówi.

Szkoda...
Wing Commander (1990 r.)
Wing Commander (1990 r.)
"Nazywasz się Christopher Blair. Jesteś debiutantem i jako najsłabsze ogniwo kosmicznej eskadry dostajesz najsłabszy sprzęt. Wsiadaj do środka swojego gwiezdnego myśliwca i leć. Jeżeli przeżyjesz, dostaniesz lepszy statek. Jeżeli nie, nic nie szkodzi. Żółtodziobów mamy pod dostatkiem".

Tak rozpoczynał się Wing Commander - jeden z najpopularniejszych symulatorów statku kosmicznego w historii gier. Pierwsza część pojawiła się w 1990 roku, a jej twórcą była firma Origin. Gra opowiada o wojnie pomiędzy siłami Konfederacji, a wojowniczą rasą Kilrathi. Gra sprowadzała się do latania, strzelania i niszczenia obiektów wroga. Posiadała innowacyjną grafikę. Miała też fabułę i klimat, które sprawiały, że chcieliśmy więcej, więcej, więcej...

Wszechświat 23 lata temu była wielki. Wielką była też ta gra. Popularność Wing Commandera nie gaśnie do dziś. Darmowy symulator kosmiczny będący fanowską odsłoną legendarnego cyklu pojawił się w 2012 roku.
W roku 2096 światem rządzą bezwzględne korporacje. A Ty jesteś częścią tego systemu. Jako jeden z ósemki agentów zajmiesz się brudną robotą na zlecenie swojego pracodawcy.

Zestaw zadań, można powiedzieć, standardowy...

... czyli morderstwa, kradzieże wymuszenia czy szpiegostwo. Musisz działać bez zastanowienia i okazywania litości.

W cyberpunkowym świecie przyszłości taki fach wymaga odpowiedniego sprzętu. Twój agent to cyborg wyposażony w najnowsze zdobycze techniki.

Grę Syndicate w 1993 roku przygotowało legendarne studio Bullfrog, gracze i recenzenci byli po prostu zachwyceni. Co ciekawe, to był jeden z pierwszych symptomów, że komputer Amiga odchodzi do lamusa, bo wydana jednocześnie na PC-ty gra lepiej wyglądała na "blaszakach".

"Hulała" w porażającej wtedy rozdzielczości 320x240 pikseli w trybie aż 256 kolorów.

Syndicate doczekało się w ubiegłym roku restartu, ale ta wersja nie podbiła graczy, w odróżnieniu od klasyka sprzed lat.
Dawno temu, gdzieś na krańcach Dzikiego Zachodu samotny szeryf wychodzi na ulicę. Samotny stróż prawa czuwa nad bezpieczeństwem mieszkańców... i ich pieniędzy ulokowanych w banku.

W samo południe pojawiają się bandyci. Teraz każdy strzał musi być celny.

Gdy szeryf pokona bandytów, na ulicę wychodzi szef gangu. Tu liczy się refleks. Musimy wyciągnąć broń, zanim zrobi to bandzior. Na końcu ciała pokonanych z ulicy zabiera elegancko ubrany grabarz w cylindrze na głowie.

Rewolwerowym pojedynkom towarzyszy muzyka z westernu "W samo południe".

Gra High Noon typu 'shoot'em up' firmy Ocean Software pojawiła się na komputerach ZX-Spectrum i Commodore 64 w 1984 roku. To było 29 lat temu. Jeżeli poszukacie, również dziś znajdziecie tę grę w sieci.
Bierz robala na cel i strzel!

Był 1994 rok, gdy posiadacze komputerów Amiga poznali grę Worms - pierwszą z długiej serii brytyjskiego studia Team17.

Gracz steruje w niej drużyną malutkich robaków. Cel jest prosty: za pomocą przeróżnych rodzajów broni zniszczyć przeciwnika. Do dyspozycji cały arsenał. Strzelba, bazooka, granaty a także wybuchające gołębie, owce czy teściowe. Przed strzałem trzeba uwzględnić siłę wiatru, siłę wybuchu pocisku i siłę wystrzału. Gra toczy się w turach. Można grać przeciwko komputerowi lub znajomemu.

Worms z 1994 roku była dwuwymiarowa. Później ukazały się wersje w 3D. Dziś jest już ponad 20 różnych wydań Worms'ów.
Bycie bogiem to niełatwa sprawa. Trzeba dbać o swoich wyznawców i pomóc im w rozbudowie imperium, które podbije całą planetę. I wszystkie plemiona - skoro mają tego pecha, że wierzą w inne niebiańskie byty.

Naszą konkurencję, znaczy się...

W kosmosie właśnie uformowała się nowa planeta. Jej mieszkańcy - ludzie - na razie są w epoce kamienia łupanego. Ale od czego mają swojego boga, który zaprowadzi ich ku świetlanej przyszłości przez eony czasu.

Kto wie, może u szczytu rozwoju uda im się wynaleźć bombę atomową albo latający talerz?

Gra Mega-Lo-Mania wyszła w 1991 roku na Amigę. Zadaniem gracza było podbijanie kolejnych wysp, podzielonych na sektory. W każdym z nich można było budować, wydobywać surowce - a dzięki temu zbroić armię. Aby podbić terytoria rządzone przez innych bogów. Było ich czterech, na początku decydowaliśmy, kim chcemy grać.

Mega-Lo-Mania to jeden z pionierów gatunku RTS, czyli real time strategy.

A prosta - jak na dzisiejsze czasy rozgrywka - ciągle bawi i jeżeli ktoś nie ma alergii na starocie, polecamy.
Komu kufelek zimnego jasnego? W oszronionym kuflu?

Dla pana jedno, dla pana i dla pana - spragnionych coraz więcej, czy wyrobię się z podawaniem pysznego piwka? I jeszcze trzeba szklanki szybko zabierać, bo lecą po kontuarze.

W 1983 roku Sierra wymyśliła grę, w której naszym zadaniem jest nalewanie piwa spragnionym cowboyom. Przy każdym z barów stała beczka i pojawiali się klienci. W grze Tapper biegaliśmy od jednego do drugiego spragnionego, serwowaliśmy browar i łapaliśmy puste szklanki, które sunęły po blacie.

I tak w kółko, zdobywaliśmy punkty a im dłużej graliśmy, tym szybciej wszystko się działo. Można też było upolować alkoholików, rzucając w nich kuflami.

Ale lepiej się napić. Na zdrowie!
Gdy wokół siebie egzystują niezliczone ilości równoległych światów, nie obowiązują żadne reguły, bo każdą można złamać. Trzeba tylko znaleźć sposób.

Do każdego świata można wejść, jeżeli znajdziemy odpowiednie drzwi. A gdzie ich szukać, jak nie w Sigil - Mieście Drzwi?

Budzimy się w Kostnicy, nasze ciało pokrywają blizny, nie wiemy, kim jesteśmy, ani dlaczego się tam znaleźliśmy. Aby odnaleźć odpowiedzi na te - i inne - pytania, wyruszamy w podróż. Kim jest, kim był Bezimienny i dlaczego ciągle pałęta się za nami ta wkurzająca gadająca czaszka? Czy jesteśmy gotowi na to, czego dowiemy się o sobie?

Z perspektywy czasu, takie zawiązanie historii w grze nie wydaje się niczym szczególnym, ale w 1999 roku, gdy debiutowało wspaniałe RPG Planescape Torment, ten pomysł był czymś jakże odmiennym od zgranych opowieści o rycerzach i magach (których to i tak nigdy pewnie nie będziemy mieli dosyć...).

W Planescape: Torment liczyła się przede wszystkim genialna opowieść, wreszcie warto było rozwijać cechy odpowiedzialne nie za siłę ciosu mieczem, a za lepsze prowadzenie konwersacji. Dialogi były długie i rozbudowane, a śledzenie tej opowieści niezwykle wciągające.

Planescape Torment i dzisiaj jest grą, której miłośnik RPG przegapić po prostu nie może. Zapewniamy - przyzwyczajenie się do gorszej grafiki trwa moment, później czekają nas godziny spędzone w niesamowitym, nietuzinkowym świecie, z bohaterami o których długo nie zapomnimy.

Warto też wspomnieć o polskiej ścieżce dźwiękowej, w której zagrali czołowi polscy aktorzy.
Sterowaliśmy statkiem. Nawigator miał aż dwie możliwości: w lewo albo w prawo. Do przodu polecieć nie było można.

I dobrze, bo przed nami latało stado kosmitów ustawionych rzędami i krok po kroku zbliżających się do naszego statku. Czasami też strzelali. Robiliśmy więc uniki: w prawo, w lewo, ale przede wszystkim strzelaliśmy i strącaliśmy kolejne maszkary.

Naszym zadaniem było eksterminowanie wszystkich kosmitów. Ci jednak mieli jeszcze jedną cechę: im mniej ich zostało, tym szybciej się poruszali. Gdy dotarli do nas - polegliśmy. Po wystrzelaniu wszystkich, przechodziliśmy do kolejnego, trudniejszego etapu, a że jest ich w grze jest nieskończenie wiele, prawdziwym celem było zdobycie jak najwięcej punktów.

Space Invaders - bo o tej grze mowa - wydano w 1978 roku.

Jest uważane za pierwszą grę typu shoot’em up (strzelankę), która w swoich latach zdobyła niebywałą popularność, ludzi wręcz "przykuwało" do automatów, więc monety płynęły wartkim strumieniem.

Firma Taito, która wydała Space Invaders, dorobiła się na tym, bagatela... 500 mln dolarów. Mało tego - księga rekordów Guinnessa zalicza grę jako najlepszą w gatunku Arcade.

Pozycja obowiązkowa dla graczy.


18192021222324