To potężna afera i nie mam pojęcia czemu ktoś tak postępuje - poseł Stanisław Gawłowski z Platformy Obywatelskiej komentuje doniesienia w sprawie zarekwirowanych w sobotę przez IPN dokumentów, z których wynika, że współpracował z SB.
- To jest prawdziwa afera i skandal. A skandalem jest to, że dyrektor ABW przekazuje informacje dyrektorowi IPN-u i wszyscy bezrefleksyjnie wszczynają postępowanie w sprawie, która pięć lat temu przez Instytut Pamięci Narodowej była wyjaśniana. IPN odział w Koszalinie przeglądał te dokumenty, stwierdził, że są fałszywkami. Skierował sprawę do prokuratury w Koszalinie, która umorzyła postępowanie, ponieważ nie mogła ustalić osoby która fałszowała te dokumenty - wyjaśnia Gawłowski.
Stanisław Gawłowski zaplanował na niedzielę konferencję prasową, podczas której opowie o przebiegu wydarzeń - również tych sprzed pięciu lat.
W sobotę w rozmowie z Radiem Szczecin zaznaczył, że dokumenty zajęte przez IPN pod Koszalinem to jedynie kserokopie falsyfikatów i nie można brać ich na poważnie. Jednocześnie poseł Platformy będzie żądał wyjaśnień od Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie wszczęła śledztwo w sprawie ukrywania archiwalnych dokumentów. W Dęborogach oraz w Koszalinie od bliżej nieokreślonego czasu do 2016 roku mieli je ukrywać Jan M. i Urszula R. Za ukrywanie dokumentów, które powinny być przekazane do IPN grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.