Fale wyrzuciły kajak podróżnika z Polic na brzeg Półwyspu Sandy Hook, który zamyka zatokę nowojorską.
Kajakarz z Polic nie odniósł obrażeń, ale kajak nie nadaje się do dalszej podróży.
- O pierwszej w nocy zobaczyłem z lewej strony tworzącą się falę. Nawet nie taką dużą, miała około metra, ale rosła dynamicznie. Za chwilę uderzyła w kajak i przewróciła go. Po niej przyszła następna i po raz drugi obróciła kajak. Podczas pierwszej fali przybojowej wypadłem z kajaka, podczas drugiej skotłowało mnie już całkiem pod kajakiem - relacjonuje Aleksander Doba.
- "To koniec wyprawy" oznajmił mi Olek przez telefon, mówiąc jakby nie swoim głosem, przytłumionym i bezdźwięcznym. "Proszę, przyjedź i ściągnij mnie z plaży parku Sandy Hook" - relacjonuje współorganizator wyprawy Piotr Chmieliński.
Kilka godzin po tym zdarzeniu Piotr Chmieliński wraz ze swoim synem dotarli na miejsce katastrofy. Zastali Aleksandra Dobę pracującego intensywnie nad usuwaniem wody z kajaka, tak mocno skupionego na tej czynności, że wręcz nieobecnego. A jednocześnie przygaszonego, skurczonego, pewnie i obolałego, choć nawet o tym nie wspomniał. Najważniejsze jednak, że całego i zdrowego.
Jeszcze podczas podróży z Nowego Jorku do Waszyngtonu z uszkodzonym kajakiem, Aleksander Doba miał nadzieję, że może jednak uda mu się wrócić na ocean. Planował naprawę uszkodzonych elementów i chciał ponownie za kilka dni wyruszyć na ocean. Teraz już wiadomo, że nie będzie to możliwe.
Kajak ma uszkodzone systemy łączności. Wyprawa została przerwana - powiedziała w rozmowie z Radiem Szczecin współorganizatorka wyprawy Magdalena Czopik.
- Miał wypadek przy wylocie na ocean. Fale uderzyły w kajak tak mocno, że uległ on pewnego rodzaju zniszczeniu. Wyszedł na ląd. Fale go zniosły i niestety uderzyły w kajak. Po oszacowaniu strat okazuje się, że sprzęt nie jest na tyle sprawny by móc kontynuować wyprawę - mówi Czopik.
Mimo niepowodzenia Aleksander Doba zamierza przepłynąć Atlantyk po raz trzeci w przyszłym roku i w Lizbonie uczcić swoje 71. urodziny - mówi Magdalena Czopik.
- Olek podtrzymuje chęć drugiej próby pokonania Atlantyku od strony północnej, ale na pewno nie w tym roku - informuje współorganizatorka wyprawy.
Żona Aleksandra Doby powiedziała naszemu reporterowi, że cieszy się, że kajakarz jest cały i zdrowy. Nie chce jednak komentować przerwania wyprawy.
Trzecia transatlantycka samotna podróż Aleksandra Doby oficjalnie rozpoczęła się w niedzielę. Według planu, kajakarz miał przepłynąć sześć tysięcy kilometrów z Nowego Jorku do Lizbony w Portugalii.
Dwie poprzednie wyprawy odbyły się południową częścią Oceanu Atlantyckiego: najpierw z Afryki do Brazylii, potem z Lizbony na Florydę. Tym razem Doba zamierzał pokonać trasę tzw. szlakiem północnym.
Posłuchaj rozmowy i reportażu "Wrócić niepokonanym”.
- O pierwszej w nocy zobaczyłem z lewej strony tworzącą się falę. Nawet nie taką dużą, miała około metra, ale rosła dynamicznie. Za chwilę uderzyła w kajak i przewróciła go. Po niej przyszła następna i po raz drugi obróciła kajak. Podczas pierwszej fali przybojowej wypadłem z kajaka, podczas drugiej skotłowało mnie już całkiem pod kajakiem - relacjonuje Aleksander Doba.
- "To koniec wyprawy" oznajmił mi Olek przez telefon, mówiąc jakby nie swoim głosem, przytłumionym i bezdźwięcznym. "Proszę, przyjedź i ściągnij mnie z plaży parku Sandy Hook" - relacjonuje współorganizator wyprawy Piotr Chmieliński.
Kilka godzin po tym zdarzeniu Piotr Chmieliński wraz ze swoim synem dotarli na miejsce katastrofy. Zastali Aleksandra Dobę pracującego intensywnie nad usuwaniem wody z kajaka, tak mocno skupionego na tej czynności, że wręcz nieobecnego. A jednocześnie przygaszonego, skurczonego, pewnie i obolałego, choć nawet o tym nie wspomniał. Najważniejsze jednak, że całego i zdrowego.
Jeszcze podczas podróży z Nowego Jorku do Waszyngtonu z uszkodzonym kajakiem, Aleksander Doba miał nadzieję, że może jednak uda mu się wrócić na ocean. Planował naprawę uszkodzonych elementów i chciał ponownie za kilka dni wyruszyć na ocean. Teraz już wiadomo, że nie będzie to możliwe.
Kajak ma uszkodzone systemy łączności. Wyprawa została przerwana - powiedziała w rozmowie z Radiem Szczecin współorganizatorka wyprawy Magdalena Czopik.
- Miał wypadek przy wylocie na ocean. Fale uderzyły w kajak tak mocno, że uległ on pewnego rodzaju zniszczeniu. Wyszedł na ląd. Fale go zniosły i niestety uderzyły w kajak. Po oszacowaniu strat okazuje się, że sprzęt nie jest na tyle sprawny by móc kontynuować wyprawę - mówi Czopik.
Mimo niepowodzenia Aleksander Doba zamierza przepłynąć Atlantyk po raz trzeci w przyszłym roku i w Lizbonie uczcić swoje 71. urodziny - mówi Magdalena Czopik.
- Olek podtrzymuje chęć drugiej próby pokonania Atlantyku od strony północnej, ale na pewno nie w tym roku - informuje współorganizatorka wyprawy.
Żona Aleksandra Doby powiedziała naszemu reporterowi, że cieszy się, że kajakarz jest cały i zdrowy. Nie chce jednak komentować przerwania wyprawy.
Trzecia transatlantycka samotna podróż Aleksandra Doby oficjalnie rozpoczęła się w niedzielę. Według planu, kajakarz miał przepłynąć sześć tysięcy kilometrów z Nowego Jorku do Lizbony w Portugalii.
Dwie poprzednie wyprawy odbyły się południową częścią Oceanu Atlantyckiego: najpierw z Afryki do Brazylii, potem z Lizbony na Florydę. Tym razem Doba zamierzał pokonać trasę tzw. szlakiem północnym.
Posłuchaj rozmowy i reportażu "Wrócić niepokonanym”.