Z daleka albo nie widzi się problemu, albo problemy nabrzmiewają bardziej niż na miejscu. A na miejscu trzeba normalnie żyć - przyznaje ks. Marcin Sęk, chrystusowiec.
Przez pięć lat do 2019 roku był duszpasterzem akademickim w Sanktuarium Najświętszego Serca Pana Jezusa w Szczecinie. Potem przełożeni skierowali go do parafii w Kamieńcu Podolskim na Ukrainie.
Ks. Marcin Sęk przytacza rady psychologa, który rozmawiał z parafianami. - Przypomniał kilka bardzo mądrych rzeczy, niektórym uświadomił. Dla nas bardzo ważnym było to, zresztą potem władze Ukrainy to powtarzały, żeby w tych miejscach, w których jesteś, spróbować żyć normalnie tzn. nie zaniedbywać swoich codziennych obowiązków. Robić to, co jest do zrobienia i to pomaga rzeczywiście, kiedy próbujesz normalność życia zachować, to się mniej boisz - powiedział ks. Sęk.
A życie duszpasterskie w parafii wciąż trwa. Na miejscu posługuje czterech chrystusowców i dwie siostry urszulanki. Dlaczego ks. Marcin został na miejscu?
- Zawsze się śmieję, że nie było gdzie uciekać, więc dlatego trzeba było zostać. Ale tak naprawdę nie myślało się o tym. Pierwsze dni, rzeczywiście wielka panika, nie wiadomo, co to będzie, ale kilka pierwszych dni przeminęło. Okazało się, że coś się zatrzymało, tu się nie posuwa i tu też jest się potrzebnym i trzeba być - powiedział ks. Sęk.
Pytany o konieczną pomoc dodaje, że najlepiej teraz pomodlić się za parafian.
Ks. Marcin Sęk przytacza rady psychologa, który rozmawiał z parafianami. - Przypomniał kilka bardzo mądrych rzeczy, niektórym uświadomił. Dla nas bardzo ważnym było to, zresztą potem władze Ukrainy to powtarzały, żeby w tych miejscach, w których jesteś, spróbować żyć normalnie tzn. nie zaniedbywać swoich codziennych obowiązków. Robić to, co jest do zrobienia i to pomaga rzeczywiście, kiedy próbujesz normalność życia zachować, to się mniej boisz - powiedział ks. Sęk.
A życie duszpasterskie w parafii wciąż trwa. Na miejscu posługuje czterech chrystusowców i dwie siostry urszulanki. Dlaczego ks. Marcin został na miejscu?
- Zawsze się śmieję, że nie było gdzie uciekać, więc dlatego trzeba było zostać. Ale tak naprawdę nie myślało się o tym. Pierwsze dni, rzeczywiście wielka panika, nie wiadomo, co to będzie, ale kilka pierwszych dni przeminęło. Okazało się, że coś się zatrzymało, tu się nie posuwa i tu też jest się potrzebnym i trzeba być - powiedział ks. Sęk.
Pytany o konieczną pomoc dodaje, że najlepiej teraz pomodlić się za parafian.