Doprecyzowania zasad regulujących interwencje na polsko-niemieckim pograniczu chcą władze Lotniczego Pogotowia Ratunkowego rejonu Zachód, który obejmuje nasz region. Jak mówią ratownicy, problem polega na tym, że w umowie, która określa współpracę między polskim a niemieckim pogotowiem, nie ma zapisów o pogotowiu lotniczym. Ich zdaniem, dopisanie tej kwestii będzie korzystne przede wszystkim dla pacjentów.
Jak wyjaśnia Robert Hełminiak, dyrektor rejonu Zachód LPR, teraz śmigłowce pogotowia dolatują do granic państwa i tam czekają na pacjenta, który dowożony jest karetką. - Prawo lotnicze nie zabrania nam przekraczania granicy drogą powietrzną. Problem polega na tym, że nie ma nas kto skoordynować i nie mamy ustalonych miejsc spotkania z zespołami po stronie niemieckiej. Niestety umowa ramowa wyklucza nasz udział w medycznych działaniach ratunkowych po stronie niemieckiej - tłumaczy.
Jak dodaje Hełminiak, problemem jest też wymiana informacji między dyspozytorniami w Polsce i Niemczech. Mówi też, że ratownicy mają gotowe rozwiązanie dla Ministerstwa Zdrowia w tej kwestii.
- Trzeba ustalić miejsca spotkań. Wtedy wystarczy jeden telefon dyspozytora. Jeżeli po stronie niemieckiej jest polski pacjent i trzeba go zabrać, to lecimy w dane miejsce, ustalone dużo wcześniej, znane nam i kolegom z Niemiec, odbieramy pacjenta i wracamy do siebie. To jest możliwe - ocenia Robert Hełminiak.
O możliwość wprowadzenia zmian zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia. Czekamy na odpowiedź.