Giermasz
Radio SzczecinRadio Szczecin » Giermasz
The Sims
The Sims
Stare ale jare - The Sims
Założone w 1987 roku studio Maxis jeszcze przed początkiem XXI wieku na swoim koncie miało wiele udanych produkcji. Maxis głównie opierał swoją bibliotekę na różnych symulatorach - samolotów bojowych, kolonii mrówek, firmy kolejowej, jednak największym hitem ubiegłego stulecia spod klawiatur ekipy niewątpliwie było SimCity, które wryło studio w umysły graczy. Jednak jak wchodzić w dwudzieste pierwsze stulecie, no to z przytupem, wydając grę, która na lata zagościła na komputerach na całym świecie.

2. lutego 2000 roku Maxis wypuszcza grę o niepozornym tytule The Sims. Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć założeń tego tytułu - tworzymy swoich Simów i zarządzamy ich życiem codziennym. Zaspokajamy różne potrzeby, szukamy pracy, zakładamy rodzinę i wiele innych. Twórca gry, Will Wright zainspirował się do stworzenia gry po lekturze książki Christophera Alexandra „A Pattern Language” o architekturze i planowaniu miast. Celem gry Wrighta miało być stworzenie gry symulacyjnej o ludzkim zachowaniu i o tym, jak na nie wpływa interakcja z budynkami.

Gra porwała zarówno krytyków, jak i graczy. Wersja pecetowa nie schodziła z recenzji poziomu 9/10, dodatkowo The Sims zebrało kilka nagród za grę roku 2000. Wielokrotnie powtarzano, że gra jest przystępna i pozwala przyciągnąć przed monitory graczy casualowych, a w szczególności płeć piękną. Znaczenie Simsów w historii gier jest nieprzecenione, nawet magazyn Time w 2016 roku umieścił produkcję na liście 50 najlepszych gier wszech czasów. Kwestią czasu był sequel, The Sims 2, który wyszedł w 2004 roku, a obecnie mamy cztery części gry, do których wypuszczono również kilkadziesiąt dodatków i paczek akcesoriów, a dostajemy coraz więcej informacji o piątej części, która obecnie jest w produkcji.

Counter-Strike
Counter-Strike
Stare ale jare - Counter-Strike
Wydany w 1998 roku przez Valve Half-Life był rajem dla moderów. Gra oparta była na silniku Source, do którego twórcy udostępnili program do edytowania map i poziomów, nazywany Worldcraft. Poza nim Valve udostępniło także tak zwany software development kit, czyli zestaw narzędzi, który umożliwiał twórcom modyfikowanie oryginalnego kodu gry i tworzenie modów.

Swoje modyfikacje i dodatki robiło samo Valve, ale również i niezależni twórcy. Niektóre były bardziej, niektóre mniej znane, jednak jedna z nich na pewno zrobiła większą karierę, niż pozostałe, a pewnie obecnie większość graczy, zagrywając się tym kultowym tytułem, nawet nie wie, że taki był jego początek. Nie wiecie dalej o które dzieło nam chodzi? To pomogę.

Counter-Strike na światło dzienne pierwszy raz pokazany został już ćwierć wieku temu – w czerwcu 1999 roku. Początkowo CS do funkcjonowania potrzebował zainstalowanego Half-Life'a, to jednak zmieniło się w ramach cyklu życia gry.

Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć zasad Counter-Strike'a. Pięciu na pięciu, terroryści i antyterroryści, bomba i jej rozbrajanie bądź zakładnicy. Mało kto jednak wie, w przedstawicieli jakich jednostek wcielamy się jako AT-ecy. W ramach gry możemy przybrać model członka amerykańskiego Navy SEAL, niemieckiego GSG9, brytyjskiego SAS czy francuskiego GIGN.

Finalna wersja pierwszego CSa była oznaczona numerem 1.6 i właśnie pod tą nazwą jest najbardziej znana. W 2004 roku swoją premierę miał następca, Counter-Strike: Source, oparty na Half-Life 2, a w 2012 roku udostępniony został Counter-Strike: Global Offensive. Obecnie gracze strzelają już w czwartej iteracji CSa, wypuszczonej w zeszłym roku, która nazwana została, może trochę myląco, Counter-Strike 2.

LiberoGrande
LiberoGrande
Stare ale jare - LiberoGrande (1997 r.)
LiberoGrande to typowa zręcznościowa piłka nożna, która jednak w 1997 roku wprowadziła ciekawą nowość do gatunku. Tytuł umożliwiał grę jako jeden zawodnik, zawsze przełączany na tego najbliżej piłki, zamiast standardowego kontrolowania całej drużyny. Na przestrzeni lat pomysł ten pojawił się - głównie jako ciekawostka - w kilku innych produkcjach.

Wybór reprezentacji, zawodnika, ale ciężko tu było szukać oryginalnych nazwisk. Ze względów licencyjnych, taka np. Francja zamiast Zinedine'a Zidane'a, miała podobnie brzmiącego Zenona Zadkine'a, Brazylia Richarda Castro i Raimundo, a Włosi Antonio Del Pacino. Reszta to standard, kilka statystyk określających umiejętności i można lecieć kopać po puchar świata.

Właśnie prócz trybu zręcznościowego, to walka o mistrzostwo świata - w grze jako tryb międzynarodowy - jest nowością na konsoli PlayStation względem wersji z automatów arcade. Twórcy dodali także rozgrywki ligowe i pewnego rodzaju wyzwania, polegające na wykonywaniu określonych zadań. Ciekawe jest to, że przygotowano 48 drużyn, jednak gracze mieli dostęp tylko do wybranych 32, w zależności od regionu świata z którego pochodzą.

Dostępne było też demo LiberoGrande, które było dołączane do sprzedawanych kopii wyścigów Ridge Racer Type 4. W roku 2000 na pierwszą konsolę PlayStation wyszła kontynuacja LiberoGrande International, która jednak nie osiągnęła takiej popularności jak pierwowzór.

FIFA Street
FIFA Street
Stare ale jare - FIFA Street (2005 r.)
Ciężko jest wymyślić coś nowego w grach o tematyce sportowej. Jasno ustalone zasady, znana rozgrywka, ogólnie – nic, czego wcześniej nie widzieliśmy. Jednak czasem udaje się znaleźć ten jeden złoty samorodek, który jest rzeczywiście rewolucyjny – to udało się Electronic Arts w 2005 roku.

W dobie (jeszcze wtedy w miarę wyrównanej) rywalizacji FIFY z Pro Evolution Soccer, Elektronicy wypuszczają FIFA Street. Futbol z wielkich stadionów, takich jak Wembley czy San Siro, przeniósł się na ulice Lagos, Rio de Janeiro czy Berlina. Bez sędziego, spalonego czy taktyki. Gra nastawiona była na zabawę z piłką. Całym clou tej gry było wykorzystanie sztuczek technicznych i finezyjnych zagrań do zdobywania bramek. W tytule też mieliśmy kilka ciekawych możliwości na zabawę – tworzenie swoich zawodników, drużyn czy podbijanie świata ulicznej piłki.

Przy tym ostatnim punkcie się trochę zatrzymamy. Rule the Street – bo tak ten tryb się nazywał – polegał na stworzeniu swojego piłkarza, obudowania go własną drużyną, złożoną na początku z niżej ocenionych zawodników i rozgrywaniu meczy w różnych lokacjach, po których mogliśmy podbierać lepszych graczy do swojego zespołu. Nasza drużyna zawsze składa się z ośmiu zawodników, z których czterech znajduje się na placu gry, z czego jedno miejsce zawsze zajmuje nasza gwiazda, a drugie bramkarz.

Jeżeli chodzi o piłkarzy, którymi możemy pobawić się trickami, wybór jest przyzwoity. Dostajemy dwanaście reprezentacji, a w każdej z nich jest kilkunastu zawodników. Dostępne dla nas nazwiska od razu wprawią nas w dużą dozę nostalgii – Deco, Koller, Pirlo, Beckham, Dida, Puyol, Okocha, Makelele, no i oczywiście Ronaldinho, a to tylko kilku z legendarnych piłkarzy, którymi możemy się pobawić w tej grze.

Fifa Street pomimo na początku mieszanych reakcji recenzentów stała się hitem. Łącznie wyszły cztery odsłony serii – ostatnia z nich w 2012 roku. Na fali nostalgii i próśb fanów o nowego Streeta, EA w FIFIE 20 pokazało tryb Volta, który przenosi nas po raz kolejny do świata ulicznego grania.

Pinball Illusions
Pinball Illusions
Stare ale jare - Pinball Illusions (1995 r.)
Pinball Illusions z 1995 roku to ostatni z dwuwymiarowych flipperów przygotowany przez szwedzkie studio Digital Illusions. W kąciku Stare ale jare mówiliśmy o dwóch poprzednich odsłonach, więc warto zająć się... najbardziej nietypową częścią tej serii.

Po pierwsze, tytuł wymagał minimum komputera Amiga 1200 z ulepszonym układem grafiki lub po prostu peceta. Niestety posiadacze pięćsetki nie mogli zagrać w tę odsłonę flippera, gdyż miała zbyt duże wymagania. Drugą różnicą jest liczba stołów. Amiga otrzymała ich trzy sztuki, a posiadacze komputerów klasy PC mogli bawić się na jednym więcej.

Stół Law ‘n Justice przenosił graczy w świat policjantów i łapania bandytów, Babewatch to plaże lat 70., słońce, piękne dziewczyny i dobra zabawa. Extreme Sports traktowało o popularnych sportach ekstremalnych, a ostatni - dostępny tylko na PC - The Vikings, jak sama nazwa wskazuje pozwalał przeżyć przygody Wikingów.

Pinball Illusions zachwycał wykonaniem, stoły wyglądały bardzo realistycznie, bez efektu płaskości. Miały pomysłowe rozwiązania czy rampy. Nowością były combosy i tryb multiball, gdzie na planszy mogło pojawić się aż sześć kulek równocześnie. Był też piękny wyświetlacz z animacjami i mini grami oraz doskonała ścieżka dźwiękowa. Nie dziwi fakt, że dla wielu fanów serii była to najlepsza odsłona.

Co ciekawe, nie był to koniec tej gry. Twórcy użyli tych czterech stołów rok później, by stworzyć produkcję True Pinball, która przeniosła je w trójwymiarowy świat 3D, a tytuł trafił na konsole Sega Saturn i Sony PlayStation.

Shadow Dancer
Shadow Dancer
Stare ale jare - Shadow Dancer (1989 r.)
Jakiś czas temu w kąciku "Stare ale jare" opowiadaliśmy o chodzonym akcyjniaku Shinobi. Obiecaliśmy wtedy, że zajmiemy się też jego kontynuacją - grą Shadow Dancer. Jest to automat z 1989 roku od firmy Sega, drugi i ostatni z tej serii, który wylądował w salonach gier na całym świecie.

Gracz steruje wojownikiem ninja, który jest wspomagany przez psa bojowego, co jest nowością względem pierwowzoru. Po raz kolejny trzeba uratować miasto przed organizacją terrorystyczną, która dosłownie wszędzie podkładała bomby, które trzeba zneutralizować. Bohater postanawia zrobić porządek zarówno z materiałami wybuchowymi, jak i z całym syndykatem.

Mechaniki są identyczne jak w części pierwszej - skok, kilka ciosów, miecz na bliski dystans, rzucanie shurikenami i techniki magii ninja. Gdy zbierze się połowę bomb na etapie, gracz otrzymuje silniejszą broń. Największą zmianą jest wspomniany psi towarzysz, który może być... rzucony w przeciwnika, którego może ugryźć. Na gracza czekają cztery misje składające się z kilku etapów każda, mini gra pomiędzy oraz obowiązkowa walka z bossami.

Ciekawostką jest fakt, że w wersji na automaty bohater gry Shadow Dancer... nie posiada imienia. Pojawia się ono w wersjach na domowe konsole, ale panuje tu pewien chaos. W wersji na Master System jest Takashim, choć w samej grze pojawia się także imię Fuma. Za to na pecetach jest on Joe Musashim, czyli bohaterem znanym z pierwowzoru.

Shadow Dancer trafił na wiele popularnych w tamtych czasach komputerów, m.in. na Amigę i Atari ST, ale także na 8-bitowe i słabe maszyny pokroju Commodore 64 i ZX Spectrum. Gra sprzedała się w liczbie 300 000 kopii, a aktualnie jej porty można kupić na wielu współczesnych sprzętach.


The Need for Speed
The Need for Speed
Stare ale jare - The Need for Speed (1994 r.)
Każda wielka seria ma swój początek. Dzisiaj cofniemy się do 1994 roku, kiedy po raz pierwszy mogliśmy pościgać się samochodami po ulicach wymyślonych przez twórców miast. Gra, która stała się legendą zręcznościowych ścigałek - The Need for Speed.

Zanim przejdziemy do samego gameplay'u, spróbujcie zgadnąć na jaką platformę wyszedł The Need for Speed. Wiecie? Zła odpowiedź. Pierwszą konsolą, na której mogliśmy się pościgać, jest zapomniane 3DO od Panasonica. Firma z Fukushimy próbowała wbić się w rynek konsolowy i w 1993 pokazała światu swoją pierwszą platformę. Konkurencja jednak była ogromna - Atari Jaguar, Sega Saturn, Nintendo 64 czy w końcu rewolucyjne, pierwsze PlayStation od Sony. 3DO na rynku utrzymało się tylko cztery lata, a jego następca, pomimo tego, że został zaprojektowany, nigdy nie trafił na sklepowe półki.

Wracając do The Need for Speed, na wersji na 3DO mieliśmy do wyboru trzy trasy, późniejsze edycję miały większy wybór i można było pojechać na sześciu torach. Nowinką była obecność policji, która mogła zepsuć nam zabawę naszymi autami. Tych było tylko osiem, ale wśród nich mogliśmy wybrać Lamborghini Diablo, Ferrari 512TR czy Chevroleta Corvette. The Need for Speed zebrał bardzo dobre opinie od recenzentów, którzy szczególnie podkreślali realizm, jeżeli chodzi o odwzorowanie aut i ich brzmienie. Oczywiście wszystko w ramach ograniczeń z lat 90.

The Need for Speed już trzy lata po premierze doczekało się następcy, czyli Need for Speed II. Jak okazało się z perspektywy czasu, był to początek bardzo lubianej przez graczy serii gier wyścigowych. NFS Unbound, który swoją premierę miał w 2022 roku był dwudziestym piątym Need for Speedem, a wiele z nich doczekało się już statusu kultowych.

Shinobi
Shinobi
Stare ale jare - Shinobi
Nie zliczę, ile pieniędzy zostawiłem w tym automacie w salonach gier w latach 90. Hack and slash Shinobi od firmy SEGA zachwycał wtedy wykonaniem, wartką akcją ciągle w prawo i możliwościami, jakie prezentował wojownik ninja Joe Musashi.

Scenariusz miał drugorzędne znaczenie, ale ogólnie chodziło o powstrzymanie organizacji terrorystycznej Zeed przed porywaniem uczniów z klanu bohatera. W końcu to chodzona bijatyka, a protagonista miał naprawdę spore umiejętności. Potrafił skakać, miał ciosy natychmiastowo powalające przeciwników, szybki i skuteczny na bliski dystans miecz oraz oczywiście nieskończona liczba shurikenów do rzucania.

Przeciwników była cała masa, uczniów do uwolnienia również - choć to chyba klony, bo zawsze wyglądali tak samo, były walki z bossami, czy etapy bonusowe z odpieraniem fal wrogich wojowników ninja. Twórcy przygotowali pięć misji, ale były podzielone na podrozdziały, więc wydawało się, że jest ich znacznie więcej. Były różnorodne, przeciwnicy coraz trudniejsi, więc o nudzie nie było mowy.

Shinobi okazał się wielkim hitem. W roku 1988 był najbardziej dochodowym automatem w salonach gier w Stanach Zjednoczonych, a rok później był w ścisłej czołówce. W latach 90. stał także w prawie każdym salonie w Polsce. Nie trzeba być księgowym by wiedzieć, że porty na inne sprzęty to była kwestia czasu.

Co oczywiste, w pierwszej kolejności gra trafiła na konsolę SEGI, wydawcy tej produkcji - Master System. Potem porty wychodziły z szybkością rzutu shurikenów. Amiga, Atari ST, Commodore 64, Amstrad CPC, ZX Spectrum, pecety i konsola konkurencji: NES. Po wielu latach tytuł wyszedł też na Xboksa 360, a w 2020 także na Switcha, jako SEGA AGES Shinobi.

Finalnie Shinobi stał się serią i doczekał się wielu kontynuacji na całą gamę różnych sprzętów, łącznie z konsolami przenośnymi. Najważniejsza była jednak druga część - Shadow Dancer, ale o niej opowiemy w przyszłości w kąciku "Stare ale jare".

Pinball Fantasies
Pinball Fantasies
Stare ale jare - Pinball Fantasies (1992 r.)
Flippery to normalny krajobraz w lokalach lat 90., także w Polsce. Jako, że twórcy czerpią garściami z rzeczywistości, studio Digital Illusions opracowało serię gier na Amigę, której popularność zaskoczyła chyba wszystkich. W 1992 roku wypuścili aż dwie części flipperów, omawiany w marcu w kąciku "Stare ale jare" Pinball Dreams oraz odsłona którą zajmujemy się dziś - Pinball Fantasies.

Kontynuacja nie odbiega zbytnio od pierwowzoru, oferując cztery różnorodne stoły gwarantujące godziny dobrej zabawy. Masa tu ramp, grzybków, bonusów, błyskających świateł i niesamowitych dźwięków. Bardzo dobry flipper Party Land przenosi nas do kolorowego i pełnego śmiechu świata parków rozrywki. Speed Devil's poświęcony jest samochodom i prędkości, z obowiązkowym pit stopem i przerzucaniem biegów. Billion Dollar Gameshow - jak sama nazwa wskazuje, to szalony telewizyjny teleturniej z miliardem dolarów do wygrania. Szkoda, że banknoty nie wylatywały ze stacji dyskietek Amigi... Ostatnim stołem jest rewelacyjny i mroczny Stones 'N Bones. Czaszki, kości, duchy, nietoperze, no jest strasznie i bardzo wciągająco.

Pinball Fantasies trzyma poziom pierwowzoru pod względem rewelacyjnej - jak na tamte czasy - oprawy graficznej, płynności i świetnego udźwiękowienia. Muzykę z poszczególnym stołów zapamięta każdy, który kiedykolwiek grał w tę grę. Druga część po raz kolejny okazała się świetną, bardzo wysoko ocenianą produkcją w portfolio studia Digital Illusions. Np. magazyn PC Gamer ocenił ją w tamtych czasach jako jedną z najlepszych gier w historii.

Porty Pinball Fantasies trafiły na kilkanaście platform, od peceta, przez przenośne Atari Jaguar, Game Boy'a, SNES-a, PlayStation, po mobilki. Po tym sukcesie studio Digital Illusions zrobiło sobie kilkuletnią przerwę od flipperów, by w 1995 roku powrócić z trzecią częścią serii - Pinball Illusions, ale o niej na naszym kąciku opowiemy kiedy indziej.


Desert Strike
Desert Strike
Stare ale jare - Desert Strike: Return to the Gulf (1992 r.)
Lata 90., Bliski Wschód. Wśród różnych konfliktów na różnych płaszczyznach małe arabskie państwo zostaje przejęte przez armię generała Kilbaby, który, mówiąc bez ogródek, jest terrorystą i szaleńcem. W akcję przywracania pokoju w tej części świata angażują się Amerykanie, którzy mają, w dużym skrócie, niszczyć zasoby Kilbaby. W taki świat przedstawiony rzuca nas gra Desert Strike: Return to the Gulf z 1992 roku.

Cała gra polega na lataniu śmigłowcem Apache i niszczyć rozmaite cele. Fabryki, magazyny, stacje radiowe - wszystko, aby popsuć szyki naszemu oponentowi. Nasza maszyna wyposażona jest w trzy typy broni, aby to osiągnąć - karabin maszynowy, rakiety Hellfire i pociski Hydra. Oczywiście, warto jest dostosowywać się do warunków misji i tego, co musimy zniszczyć, gdyż w jednej sytuacji to ogień maszynowy będzie lepszy, w drugiej jednak lepiej wybrać rakiety czy pociski. Oczywiście ilość amunicji na pokładzie jest ograniczona, podobnie jak paliwa, więc będziemy musieli pilnować się, abyśmy nie zostali bez paliwa daleko od naszej bazy.

Desert Strike: Return to the Gulf po raz pierwszy trafiła do graczy w marcu 1992 jako gra na Segę Genesis. Sam tytuł później dostał kilka portów i można było go ograć na SNESie czy Amidze. Sama gra przy premierze zebrała bardzo pozytywne oceny, a nawet został pierwszym tytułem w serii. Łącznie powstało 5 tytułów o lataniu Apachem, poza Desert Strikiem mieliśmy Jungle Strike’a, Urban Strike’a, Soviet Strike’a i Nuclear Strike’a.

Jak się okazało, gra na swój sposób przewidziała kawałek przyszłości. W latach 90. Amerykanie zdecydowali włączyć się w konflikty na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w Afganistanie i Iraku. Jednym z mocniejszych uderzeń było wysłanie rakiet na Irak we wrześniu 1996 roku. Nazwa tej operacji? Desert Strike.

1234567