55 osób aresztowano w Izraelu po kolejnych antyrządowych protestach. Tysiące osób wychodzą na ulice w proteście przeciwko działaniom rządu w sprawie pandemii. Chcą ustąpienia premiera.
Ten jednak zastanawia się nad możliwością kolejnych, czwartych w ostatnich miesiącach wyborów.
Każdego dnia przed rezydencją premiera Benjamina Netanjahu w Jerozolimie zbiera się co najmniej dwa tysiące osób. Większość uważa, że rząd nie poradził sobie z pandemią, a premier powinien podać się do dymisji. "Nie mogę już siedzieć w domu, gdy widzę, co się dzieje w kraju. Walczymy o naszą demokrację, a ja walczę też o przyszłość mojego syna" - mówi 57-letnia Ravid. Demonstracje są coraz bardziej gwałtowne, a policja używa armatek wodnych i zatrzymuje najbardziej krewkie osoby.
Izrael początkowo dobrze radził sobie z pandemią, ale zbyt wczesne otwarcie szkół, synagog i barów spowodowało nawrót koronawirusa, a liczba zachorowań to obecnie 60 tysięcy. Premier Benjamin Netanjahu ostrzega, że manifestujący zwiększają ryzyko zakażeń. "Nie wpychajcie kraju w anarchię i nie roznoście wirusa. Nie atakujcie policjantów, bo oni wykonują swoją pracę" - mówił.
W ostatnich dniach dochodzi też do manifestacji zwolenników premiera. On sam rozważa rozwiązanie Knesset i nowe wybory, bo sondaże pokazują, że miałby szansę na zwycięstwo.
Nawrót koronawirusa w Izraelu spowodował też niespotykany w ostatnich latach kryzys gospodarczy. Bezrobocie w kraju, które zazwyczaj było na poziomie 4-6 procent, teraz wynosi 21 procent.
Każdego dnia przed rezydencją premiera Benjamina Netanjahu w Jerozolimie zbiera się co najmniej dwa tysiące osób. Większość uważa, że rząd nie poradził sobie z pandemią, a premier powinien podać się do dymisji. "Nie mogę już siedzieć w domu, gdy widzę, co się dzieje w kraju. Walczymy o naszą demokrację, a ja walczę też o przyszłość mojego syna" - mówi 57-letnia Ravid. Demonstracje są coraz bardziej gwałtowne, a policja używa armatek wodnych i zatrzymuje najbardziej krewkie osoby.
Izrael początkowo dobrze radził sobie z pandemią, ale zbyt wczesne otwarcie szkół, synagog i barów spowodowało nawrót koronawirusa, a liczba zachorowań to obecnie 60 tysięcy. Premier Benjamin Netanjahu ostrzega, że manifestujący zwiększają ryzyko zakażeń. "Nie wpychajcie kraju w anarchię i nie roznoście wirusa. Nie atakujcie policjantów, bo oni wykonują swoją pracę" - mówił.
W ostatnich dniach dochodzi też do manifestacji zwolenników premiera. On sam rozważa rozwiązanie Knesset i nowe wybory, bo sondaże pokazują, że miałby szansę na zwycięstwo.
Nawrót koronawirusa w Izraelu spowodował też niespotykany w ostatnich latach kryzys gospodarczy. Bezrobocie w kraju, które zazwyczaj było na poziomie 4-6 procent, teraz wynosi 21 procent.