W nocy na miejsce katastrofy przyjechali premier Donald Tusk i minister obrony narodowej Bogdan Klich. - Zginęli nasi dobrzy dowódcy, generał Andrzej Andrzejewski, dowódcy baz w Mirosławcu i Świdwinie. To ci, którzy stanowili najlepszą część naszej kadry wojskowej - powiedział Klich na krótkiej konferencji prasowej w 12. Bazie Lotniczej w Mirosławcu.

CASA C-295M leciał na trasie Warszawa - Powidz - Poznań - Krzesiny - Mirosławiec - Świdwin -Kraków. Na pokładzie byli uczestnicy 50. jubileuszowej konferencji "Bezpieczeństwo Lotów", którzy wracali do domów. Z nieznanych przyczyn samolot runął do lasu około 800 metrów przed lotniskiem. Maszyna stanęła w płomieniach, jak powiedział dyrektor szpitala wojskowego w Wałczu Janusz Napiórkowski "nie było żywych, którym można było pomóc".

- Samolot był obserwowany przez nasze radary już 50 kilometrów od lotniska. Wydaliśmy zgodę na lądowanie i straciliśmy łączność. Ekipy ratunkowe ruszyły na pomoc - poinformował mjr Bogdan Ziółkowski, oficer prasowy bazy lotniczej w Mirosławcu.

Zdaniem Tuska służby ratunkowe "działały bez zarzutu". - To bardzo przykre, ale musimy to stwierdzić, że starania wszystkich i tak nie miały szans powodzenia, jeśli chodzi o życie ofiar katastrofy - podkreślił Tusk.

- Nie muszę nikogo zapewniać, że pomoc i wsparcie dla rodzin ofiar katastrofy to pierwsze zadanie władz państwowych - dodał premier.

Samolot CASA C-295M o numerze bocznym O19 należał do 13. Eskadry Lotnictwa stacjonującej w bazie na krakowskim lotnisku Balice. Został przyjęty na wyposażenie armii w sierpniu ubiegłego roku, a w listopadzie przeszedł pierwsze badania techniczne. Był na gwarancji, która obejmowała 2 lata eksploatacji lub 600 godzin lotu. C-295M latał 393 godziny.