15 żołnierzy z jednostek w Mirosławcu i Świdwinie zginęło w wypadku wojskowego samolotu CASA - poinformowało Dowództwo Sił Powietrznych.
- Trudno mówić, że to co zobaczyliśmy przypominało samolot. Widok był po prostu makabryczny - przyznają strażacy, który brali wczoraj udział w gaszeniu samolotu CASA w Mirosławcu.
- Wszystko było porozrywane i porozrzucane. Z samolotu pozostał tylko statecznik - przyznaje Henryk Cegiełka, Komendant Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Szczecinie. - Części ciał leżały dookoła samolotu. Widok był przygnębiający.
Dotarcie do miejsca zdarzenia było utrudnione. W akcji gaśniczej brało udział w sumie 12 samochodów. Pierwsze na miejscu pojawiły się jednostki wojskowe straży pożarnej. Pożar został szybko ugaszony, potem szukaliśmy dojścia do potencjalnych poszkodowanych - dodaje Cegiełka. - Przy tego typu zdarzeniach czas reakcji liczy się w sekundach. Strażacy z Wałcza wydobyli jedną widoczną osobę, ale okazało się, że już nie żyła.
Cegiełka dodaje, że akcja ratunkowa była koordynowana przez Komendanta Głównego w Warszawie.
- Wszystko było porozrywane i porozrzucane. Z samolotu pozostał tylko statecznik - przyznaje Henryk Cegiełka, Komendant Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Szczecinie. - Części ciał leżały dookoła samolotu. Widok był przygnębiający.
Dotarcie do miejsca zdarzenia było utrudnione. W akcji gaśniczej brało udział w sumie 12 samochodów. Pierwsze na miejscu pojawiły się jednostki wojskowe straży pożarnej. Pożar został szybko ugaszony, potem szukaliśmy dojścia do potencjalnych poszkodowanych - dodaje Cegiełka. - Przy tego typu zdarzeniach czas reakcji liczy się w sekundach. Strażacy z Wałcza wydobyli jedną widoczną osobę, ale okazało się, że już nie żyła.
Cegiełka dodaje, że akcja ratunkowa była koordynowana przez Komendanta Głównego w Warszawie.