Sprawą Bartosza Arłukowicza nie chciała się zająć żadna Izba Lekarska, stąd ostatecznie trafiła do sądu wojskowego - powiedział nam pozywający Krzysztof Bukiel, szef związków zawodowych lekarzy.
Bartosz Arłukowicz dostał karę upomnienia za to, że miał "nie dochować staranności w formułowaniu opinii o działalności lekarzy rodzinnych" oraz "naruszyć godność zawodu przez przedstawianie negatywnego wizerunku lekarzy". O komentarz poprosiliśmy partyjnego kolegę i również lekarza Tomasza Grodzkiego, senatora PO.
- Świat lekarski rządzi się nieco bardziej przyzwoitymi prawami niż świat ogólnodostępny. Jeżeli ktoś popełnia jakieś przewinienie, to czy jest upomniany czy ukarany, nawet odbiera się mu prawo wykonywania zawodu. Tutaj jestem zdziwiony faktem, że to ocenia Wojskowa Izba Lekarska i tego nie rozumiem - mówi Grodzki.
Dlaczego akurat Sąd Lekarski Izby Wojskowej - spytaliśmy pozywającego, czyli Krzysztofa Bukiela, przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
- Po prostu został wyznaczony. Żadna izba nie chciała tego podjąć, pewnie dlatego, że to był były minister - mówi Bukiel.
Czekamy na komentarz Bartosza Arłukowicza w tej sprawie. Na razie nie odbiera telefonu.
Dodaj komentarz 3 komentarze
Świat lekarski podobnie jak sądowy to rządzi się swoimi prawami ; ale czy one są bardziej przyzwoite od powszechnych to niech określi Suweren, Panie Grodzki a nie Pan - z całym szacunkiem dla Pańskiego dorobku. Bo zauważyłem ze jakakolwiek pozytywna decyzja wobec kogokolwiek w jakiejkolwiek instytucji , popierająca zdanie PO - to sukces; obrona demokracji.
Odwrotnie zaś za zawłaszczenie przez PIS i wpływy partyjne; Odwróćmy zaś "tą kalkę od 2010 roku" i co ???
Akurat świat lekarski, tak jak nadzwyczajna kasta, niejednokrotnie pokazał, że zwykła ludzka przyzwoitość nie zawsze jest wyznacznikiem przy rozwiązywaniu sporów. Szczególnie dotkliwie odczuwają to ofiary błędów lekarskich, a raczej ich rodziny.
Wchodząc na sejmową salę lub do studia radiowego, polityk-lekarz odwiesza na kołek stetoskop i używa wszystkich dostępnych środków w obronie swej formacji politycznej.
Dlatego polityk niech pozostanie politykiem, a lekarz lekarzem, ewentualnie doradcą lub konsultantem.
To chyba znamienne, że żadna izba lekarska nie chciała zająć się nawet BYŁYM ministrem, który siłą rzeczy już nie miał żadnej władzy, by im potencjalnie zaszkodzić. Może dlatego, że niewielu lekarzy (poza Porozumieniem Zielonogórskim) podzielało oburzenie pana Bukiela?