Nie żyje syryjski uchodźca, który został ranny podczas zamieszek na granicy Turcji i Grecji. Z kolei u wybrzeży greckiej wyspy Lesbos zatonęła łódź z uchodźcami, a w katastrofie zginęło jedno dziecko.
To konsekwencja decyzji władz Turcji, które otworzyły granice z Europą i zachęcają syryjskich uchodźców do wyjazdu na kontynent.
Około 10,000 uchodźców zwiezionych autobusami przez tureckie władze szturmuje od ubiegłego tygodnia granicę Grecji z Turcją. W związku z napiętą sytuacją greckie władze czasowo zawiesiły rozpatrywanie wniosków azylowych, a wysłane na granicę wojsko użyło gazu łzawiącego, by odeprzeć tłumy Syryjczyków, które usiłowały sforsować płot graniczny i dostać się na teren Grecji. W wyniku odniesionych ran zmarł jeden z uchodźców.
Otwarcie granic spowodowało też, że co najmniej tysiąc uchodźców próbowało dostać się przez morze na greckie wyspy. W katastrofie łodzi u wybrzeży Lesbos zginęło jedno dziecko.
W przygranicznych miejscowościach w Grecji policja zatrzymała nieokreśloną liczbę uchodźców, którym udało się nielegalnie przekroczyć granicę. Mieszkańcy nie ukrywają strachu. "Ludzie są zirytowani. Krzyczą, przeklinają, nie chcą już widzieć tutaj migrantów" - mówi właścicielka jednej z tawern Poppy. "Obawiamy się, że oni będą pojawiać się tu w dużych liczbach i będą zagrażać naszym rodzinom" - dodaje miejscowy rolnik Apostolos.
Władze Grecji oskarżyły Turcję o próbę wepchnięcia uchodźców do Europy. Z kolei migranci skarżą się, że zostali oszukani przez tureckie władze, które wcześniej zapewniały, że uchodźcy zostaną wpuszczeni do Grecji. Większość z nich tymczasem koczuje w tej chwili na małym skrawku ziemi niczyjej pomiędzy Turcją a Grecją.
Kilka dni temu Turcja zdecydowała się otworzyć granice z krajami europejskimi, bo jak argumentowano, Unia Europejska nie wywiązuje się z zawartego cztery lata temu porozumienia z Ankarą. Turcja nie podała jednak na to dowodów. Eksperci podkreślają, że w rzeczywistości Ankara próbuje wymusić na Unii Europejskiej mocniejsze zaangażowanie się w Syrii.
Około 10,000 uchodźców zwiezionych autobusami przez tureckie władze szturmuje od ubiegłego tygodnia granicę Grecji z Turcją. W związku z napiętą sytuacją greckie władze czasowo zawiesiły rozpatrywanie wniosków azylowych, a wysłane na granicę wojsko użyło gazu łzawiącego, by odeprzeć tłumy Syryjczyków, które usiłowały sforsować płot graniczny i dostać się na teren Grecji. W wyniku odniesionych ran zmarł jeden z uchodźców.
Otwarcie granic spowodowało też, że co najmniej tysiąc uchodźców próbowało dostać się przez morze na greckie wyspy. W katastrofie łodzi u wybrzeży Lesbos zginęło jedno dziecko.
W przygranicznych miejscowościach w Grecji policja zatrzymała nieokreśloną liczbę uchodźców, którym udało się nielegalnie przekroczyć granicę. Mieszkańcy nie ukrywają strachu. "Ludzie są zirytowani. Krzyczą, przeklinają, nie chcą już widzieć tutaj migrantów" - mówi właścicielka jednej z tawern Poppy. "Obawiamy się, że oni będą pojawiać się tu w dużych liczbach i będą zagrażać naszym rodzinom" - dodaje miejscowy rolnik Apostolos.
Władze Grecji oskarżyły Turcję o próbę wepchnięcia uchodźców do Europy. Z kolei migranci skarżą się, że zostali oszukani przez tureckie władze, które wcześniej zapewniały, że uchodźcy zostaną wpuszczeni do Grecji. Większość z nich tymczasem koczuje w tej chwili na małym skrawku ziemi niczyjej pomiędzy Turcją a Grecją.
Kilka dni temu Turcja zdecydowała się otworzyć granice z krajami europejskimi, bo jak argumentowano, Unia Europejska nie wywiązuje się z zawartego cztery lata temu porozumienia z Ankarą. Turcja nie podała jednak na to dowodów. Eksperci podkreślają, że w rzeczywistości Ankara próbuje wymusić na Unii Europejskiej mocniejsze zaangażowanie się w Syrii.