Nawet 50 tysięcy protestów wyborczych związanych z drugą turą wyborów prezydenckich może wpłynąć do Sądu Najwyższego.
Politycy koalicji rządzącej apelują o ponowne przeliczenia głosów w komisjach, gdzie zachodzą podejrzenia nieprawidłowości. Opozycja twierdzi, że zmasowana akcja protestacyjna narusza zaufanie do państwa polskiego, czyli członków komisji, którzy odpowiadali za organizację.
Europoseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba twierdzi, że w ponownym przeliczeniu głosów nie chodzi o zmianę woli społecznej wyrażonej w głosowaniu, tylko o rozstrzygnięcie wszelkich wątpliwości. - Żeby każdy obywatel i każda obywatelka mieli pewność, że państwo stanęło na wysokości zadania - uważa Szczerba.
Europosłanka PiS-u Anna Zalewska zwraca uwagę, że liczba protestów wyborczych nie ma znaczenia, bo wnioski o takiej samej treści zostaną rozpoznane przez sąd zbiorowo. - Są powieleniem tego, co napisał Roman Giertych. Nie ma imienia, nazwiska, nie ma uzasadnienia, nie ma dowodów, nie ma podpisu - podkreśla Zalewska.
Reprezentujący lewicę wiceminister Sebastian Gajewski podkreśla, że prokuratura powinna zająć się celowymi próbami fałszowania wyników w protokołach z obwodowych komisji. - Takie intencjonalne działanie to jest po prostu przestępstwo i za to można pójść do więzienia nawet na trzy lata - zaznacza Gajewski.
Natomiast Dobromir Sośnierz z Konfederacji dodaje, że w praktyce Sąd Najwyższy dość wąsko interpretuje protesty wyborcze. - Nie doszło nigdy w Polsce do przeliczenia ponownego głosów, nawet kiedy nieprawidłowości były dużo większe - mówi Sośnierz.
Sąd Najwyższy powinien wydać postanowienie o ważności wyborów do 2 lipca.
Edycja tekstu: Piotr Kołodziejski
Europoseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba twierdzi, że w ponownym przeliczeniu głosów nie chodzi o zmianę woli społecznej wyrażonej w głosowaniu, tylko o rozstrzygnięcie wszelkich wątpliwości. - Żeby każdy obywatel i każda obywatelka mieli pewność, że państwo stanęło na wysokości zadania - uważa Szczerba.
Europosłanka PiS-u Anna Zalewska zwraca uwagę, że liczba protestów wyborczych nie ma znaczenia, bo wnioski o takiej samej treści zostaną rozpoznane przez sąd zbiorowo. - Są powieleniem tego, co napisał Roman Giertych. Nie ma imienia, nazwiska, nie ma uzasadnienia, nie ma dowodów, nie ma podpisu - podkreśla Zalewska.
Reprezentujący lewicę wiceminister Sebastian Gajewski podkreśla, że prokuratura powinna zająć się celowymi próbami fałszowania wyników w protokołach z obwodowych komisji. - Takie intencjonalne działanie to jest po prostu przestępstwo i za to można pójść do więzienia nawet na trzy lata - zaznacza Gajewski.
Natomiast Dobromir Sośnierz z Konfederacji dodaje, że w praktyce Sąd Najwyższy dość wąsko interpretuje protesty wyborcze. - Nie doszło nigdy w Polsce do przeliczenia ponownego głosów, nawet kiedy nieprawidłowości były dużo większe - mówi Sośnierz.
Sąd Najwyższy powinien wydać postanowienie o ważności wyborów do 2 lipca.
Edycja tekstu: Piotr Kołodziejski
Dodaj komentarz 2 komentarze
Skoro politycy partii rządzącej zgłaszają wątpliwości co do uczciwość przebiegu procesu demokratycznego i apelują o publiczną jego weryfikację, to uważam, iż należy tego dokonać.
Bo to właśnie podważa zaufanie i do procesów demokratycznych, i do samego państwa też.
Publiczna, transparentna kontrola w zakwestionowanych komisjach powinna rozwiać wszelkie wątpliwości
Dodam, że sondaże również wskazują, że prawie połowa wyborców chciałby ponownie przeliczyć głosy.
Bo, co ciekawe, to wyraz niewiary nie tylko w instytucje państwa i demokracji, ale także w efekty działań Komitetów Ochrony Wyborów PiS.
A może właśnie przez te komitety i tajne szkolenia członków komisji, które owi komisarze prowadzili.
Swoją drogą, to trochę na bolszewicką modłę te komitety były.