We Francji oburzenie po niedzielnej kradzieży w Luwrze. Wciąż trwają poszukiwania czterech włamywaczy, którzy wynieśli z paryskiego muzeum osiem cennych klejnotów - naszyjników, diademów i koron - z kolekcji regaliów rodu Bonapartów.
Siedem minut - tyle czasu wystarczyło włamywaczom, aby pozbawić Francję skarbów należących niegdyś do takich postaci jak Ludwik XIV, Napoleon czy cesarzowa Eugenia.
"Zdumienie, konsternacja i gniew” - zareagował doradca prezydenta Francji do spraw dziedzictwa, historyk Stéphane Bern.
"Przerażający symbol. Widzieliśmy już pożar Notre-Dame, a teraz widzimy te symbole naszego kraju, które skończą nie wiadomo gdzie" - powiedział telewizji BFM TV potomek cesarskiej rodziny, książę Joachim Murat.
Sprzedaż przetopionych klejnotów na czarnym rynku lub działania na zlecenie miliardera-kolekcjonera - to tropy, na których koncentruje się ponad sześćdziesięciu śledczych zaangażowanych w dochodzenie.
Powraca też pytanie: jak mogło dojść do kradzieży w najpilniej strzeżonym muzeum we Francji? Media podkreślają likwidację dwustu etatów w ochronie w ostatnich latach oraz opóźnienia w modernizacji systemów antywłamaniowych. "Przez 40 lat nie interesowano się zabezpieczaniem dużych muzeów" - przyznała francuska minister kultury Rachida Dati. Część klasy politycznej żąda jej dymisji.
Autorka edycji: Joanna Chajdas


Radio Szczecin
