Premier Czech powiedział, że raport kontrwywiadu o wybuchach w składzie amunicji we Vrbieticach powinien zostać odtajniony. W rozmowie z portalem "Lidovych Novin" Andrej Babisz uznał, że wydalenie 18 rosyjskich dyplomatów było adekwatną reakcją na ustalenia służb.
- Zaprosiłem szefa Informacyjnej Służby Bezpieczeństwa na jutrzejsze posiedzenie rządu. Poprosiłem go też o odtajnienie materiału, aby opinia publiczna miała możliwość zapoznania się z informacjami, które otrzymaliśmy - powiedział szef czeskiego rządu w nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych.
W związku ze słowami premiera około stu osób manifestowało przed ambasadą Rosji w Pradze. Uczestnicy protestu trzymali transparenty z napisami "Putin jest zabójcą" i "Za fajerwerki się płaci". Na placu Borysa Niemcowa, przy którym mieści się rosyjska ambasada, powiewały flagi Czech, Unii Europejskiej i NATO.
Na miejscu pojawiło się też kilkunastu zwolenników Kremla. Kiedy obie grupy zaczęły się przekrzykiwać, interweniowała policja. Funkcjonariusze nawoływali manifestujących do rozejścia się i zatrzymali jedną osobę.
W reakcji na ustalenia kontrwywiadu Czechy wydaliły 18 rosyjskich dyplomatów uznanych za funkcjonariuszy rosyjskich służb wywiadowczych. Rosyjski MSZ uznał to za prowokację i zapowiedział podjęcie działań odwetowych. Zarzuty związane z wybuchami określił jako "absurdalne".
Działania Pragi poparło NATO i Stany Zjednoczone, a także część państw europejskich, w tym Wielka Brytania, Ukraina, Łotwa i Słowacja. Również polski MSZ w opublikowanym komunikacie wyraził solidarność z Czechami i w pełni poparł decyzję o wydaleniu rosyjskich dyplomatów zaangażowanych w sprawę wybuchu.