Sklepy były puste, nie można było nic kupić, była drożyzna, dlatego stoczniowcy i inne zakłady pracy podniosły bunt w 1970 roku. W poniedziałek ofiary pacyfikacji miasta uczczono przed Bramą Główną Stoczni Szczecińskiej.
- W sklepach nie było nic, dlatego doszło do buntu i zamieszek w grudniu 1970 roku - wspominają mieszkańcy Szczecina. - Chleb zdrożał, wszystko zdrożało. Ludzie wyszli na ulice. Ludzie byli głodni i nie było prawie nic do jedzenia. Drożyzna.
- Zostałem trafiony kulą przed dzisiejszym Urzędem Miasta Szczecina - wspominał Ludomir Domański. - Przez całe życie miałem problemy zdrowotne po postrzale. Byłem ciężko ranny i leżałem przez trzy miesiące w szpitalu.
Premier Mateusz Morawiecki w liście napisał, że w grudniu 1970 roku reżim komunistyczny pokazał swoją prawdziwą twarz. - Ta wielka ofiara, którą robotnicy złożyli tu w Szczecinie, ale też w Gdańsku, Gdyni i Elblągu obnażyła prawdziwą twarz reżimu komunistycznego. W grudniu 1970 roku spadły maski, władza strzelała do robotników - treść listu w poniedziałek przed tablicami upamiętniającymi zabitych odczytał wojewoda zachodniopomorski Tomasz Hinc.
Stowarzyszenie Grudzień'70 - Styczeń'71, skupiające ofiary tych wydarzeń, otrzymało dziś sztandar, który ufundowała Stocznia Szczecińska.