Zginęło w nich już co najmniej 10 osób, ale władze ostrzegają, że rzeczywista liczba ofiar pozostanie niejasna, dopóki śledczy nie będą mogli bezpiecznie dostać się do spalonych dzielnic.
Strażacy poczynili postępy w czwartek, gdy wiatr osłabł, ale jego porywy nasiliły się w całym regionie w miarę upływu kolejnych godzin. Mieszkańcy zmagają się również z zanieczyszczonym powietrzem i innymi niebezpiecznymi warunkami.
- Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widzieliśmy. Mieszkamy tutaj od 32 lat. Co tylko mogliśmy spakowaliśmy do samochodu: paszporty, pieniądze i zaczęliśmy uciekać. Skontaktowałam się z moimi bliskimi, powiedziałam, że ich kocham. Powiedziałam, módlcie się. Bóg nie zatrzymuje tego wiatru - opowiadali ewakuujący się mieszkańcy Los Angeles.
Żywioł zniszczył już ponad 10 tysięcy domów. Strażacy od wtorku pracują praktycznie bez przerwy. Amerykańskie media prezentują satelitarne zdjęcia, które pokazują rozmiar zniszczeń i tragedii. Wygląda to, jak strefa wojny.
Edycja tekstu: Piotr Kołodziejski