Część z marynarzy "Szafira" nie uwierzyło, że rzeczywiście statek padł ofiarą piratów, dlatego nie zdążyli się schować. Tak o ataku na jednostkę Euroafryki mówi jeden z marynarzy, który wrócił do rodzinnego Świnoujścia. Rozmowę z nim publikuje portal iswinoujscie.pl
- Na statku pojawiła się informacja, że na burcie są piraci. Wtedy wszyscy do końca raczej nie dowierzali. Dopiero jak spotkaliśmy się na klatce schodowej w nadbudówce, było wiadomo, że to nie są ćwiczenia - mówi Szcześniak.
- Wszystko rozegrało się błyskawicznie - dodaje Szcześniak. - Nikogo z nich nie widziałem. Wszyscy zbiegli do siłowni, żeby się zabarykadować. Piraci dobijali się do drzwi, ale były wzmocnione. Pięciu porwanych nie zdążyło się schować.
Szcześniak opowiada, że ci, którym udało się dotrzeć do siłowni przeczekali w niej aż do świtu. Kiedy ponownie wyszli na pokład okazało się, że "Szafir" dryfuje i jest całkowicie zdemolowany. Piraci prawdopodobnie szukali cennego ładunku, ale jednostka transportowała jedynie papier. Ukradli za to telefony, komputery i aparaty fotograficzne. Marynarzom udało się jednak wezwać pomoc. Nigeryjska marynarka wojenna eskortowała 11 członków załogi do najbliższego portu. Trzech z nich zdecydowało się wrócić do domu.
Do napaści na statek doszło w ubiegłym tygodniu u wybrzeży Nigerii. Piraci uprowadzili pięciu marynarzy. Wciąż przetrzymują ich, trwają negocjacje ze szczecinskim armatorem, który nie ujawnia jednak szczegółów.