Zdaniem rektora Uniwersytetu Szczecińskiego, fundacja skupiła się na działalności komercyjnej i doprowadziła do dewastacji dworku.
Gdy zdewastowany pałacyk zobaczył kanclerz uczelni, wyprowadził członków fundacji z Kulic i nie pozwolił poczekać na ciężarówkę, która miała zabrać ich rzeczy. Rektor podkreślił, że to dlatego, że władze fundacji ociągały się z wyprowadzką.
- Akademia otrzymała w październiku informację o tym, że ma opuścić Kulice do końca stycznia, a pierwszego marca wciąż tam była - wyjaśniał prof. Włodarczyk.
Rektor mówił też o powodach sprzedaży dworku. - To sąd zadecydował, że umowa między Akademią Europejską jest niezgodna z prawem - dodał.
Sprawa wyszła na jaw, kiedy fundacja zażądała na drodze sądowej od uczelni, aby ta opłacała jej sekretarkę.
Uniwersytet co roku płacił na utrzymanie dworku 230 tys. złotych. A to zdaniem rektora stanowczo za dużo. - Nie mogliśmy tego dalej robić, bo dyscyplina finansowa na uczelniach i wszystkich instytucjach budżetowych jest ogromna - tłumaczył profesor.
Uczelnia szuka wariantu "B". - Co będzie jeśli nie znajdzie się kupiec? Tego obiektu nie opuścimy, musimy go jakoś zagospodarować i mieć na niego pomysł - mówił rektor US.
Dlatego też sprawą zajmie się Komisja Nadzwyczajna Senatu Uniwersytetu Szczecińskiego.
Znajdujący się w Kulicach dworek rodziny Bismarcków uczelnia otrzymała w 2002 r. od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Warunkiem było prowadzenie przez co najmniej 10 lat działalności edukacyjnej, naukowej i rozwijanie współpracy między Polską, a Niemcami. W ubiegłym tygodniu parlamentarzyści PO, zaapelowali by uczelnia nie sprzedawała "symbolu polsko-niemieckiego pojednania".
Posłuchaj "Rozmów pod krawatem" i zobacz wideo.