Nie będzie śledztwa prokuratury w sprawie dewastacji majątku Stoczni Szczecińskiej - zdecydował w piątek sąd.
Kiedy prokuratura nie podjęła postępowania w tej sprawie, od jej decyzji odwołali się politycy Prawa i Sprawiedliwości. Sąd zdecydował, że prokuratura nie musi przeprowadzić śledztwa.
Politycy PiS-u wskazywali, że ze stoczni po jej upadku w poprzedniej dekadzie wywożono metalowe elementy pochylni oraz zniszczono specjalną podłogę malarni.
Decyzją sądu oburzony był radny Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego Kazimierz Drzazga, który chodził po stoczni i wskazywał co zniszczono.
- Jeżeli dewastacje i zniszczenia na taką skalę będą uchodziły bezkarnie i jeżeli nie będą wszczęte nawet procedury, kiedy wskazujemy pewnych ekspertów, dokumenty, a prokuratura po to nie sięga, to nie wiem w co mam wierzyć, w jakim świecie żyje i i dokąd zmierza nasza Polska - powiedział Drzazga.
- Od decyzji sądu nie ma odwołania - mówił mecenas Paweł Mucha i dodał, że jego zdaniem, prokuratorzy nawet nie byli w stoczni. - Zabrakło tego, żeby prokurator podjął czynności dotyczące faktycznie stwierdzenia, jaki jest zakres tej dewastacji i czy ewentualnie mamy do czynienia z przestępstwem.
Wyrok i uzasadnienie sądu było tajne, na salę nie wpuszczono dziennikarzy.
Zdaniem polityków Prawa i Sprawiedliwości, majątek stoczni zniszczono po upadku zakładu. Wtedy m.in. firma Kraftport wywiozła z terenu stoczni złom wart prawie 200 tysięcy złotych. Ostatni pracownik stoczni opuścił zakład w maju 2009 roku.
Politycy PiS-u wskazywali, że ze stoczni po jej upadku w poprzedniej dekadzie wywożono metalowe elementy pochylni oraz zniszczono specjalną podłogę malarni.
Decyzją sądu oburzony był radny Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego Kazimierz Drzazga, który chodził po stoczni i wskazywał co zniszczono.
- Jeżeli dewastacje i zniszczenia na taką skalę będą uchodziły bezkarnie i jeżeli nie będą wszczęte nawet procedury, kiedy wskazujemy pewnych ekspertów, dokumenty, a prokuratura po to nie sięga, to nie wiem w co mam wierzyć, w jakim świecie żyje i i dokąd zmierza nasza Polska - powiedział Drzazga.
- Od decyzji sądu nie ma odwołania - mówił mecenas Paweł Mucha i dodał, że jego zdaniem, prokuratorzy nawet nie byli w stoczni. - Zabrakło tego, żeby prokurator podjął czynności dotyczące faktycznie stwierdzenia, jaki jest zakres tej dewastacji i czy ewentualnie mamy do czynienia z przestępstwem.
Wyrok i uzasadnienie sądu było tajne, na salę nie wpuszczono dziennikarzy.
Zdaniem polityków Prawa i Sprawiedliwości, majątek stoczni zniszczono po upadku zakładu. Wtedy m.in. firma Kraftport wywiozła z terenu stoczni złom wart prawie 200 tysięcy złotych. Ostatni pracownik stoczni opuścił zakład w maju 2009 roku.