Kolorowe lub hukowe, od kilkudziesięciu groszy za sztukę aż po dwa tysiące za zestaw - bez fajerwerków trudno wyobrazić sobie Sylwestra.
Koniec grudnia to żniwa dla hurtowników. Niektórzy klienci puszczą z dymem po pięć tysięcy złotych, a organizatorzy pokazów odjeżdżają z hurtowni pełnymi ciężarówkami. Odwiedziliśmy z mikrofonem magazyn materiałów pirotechnicznych w Kobylance - jeden z trzech największych w kraju, a oprowadzał nas Krzysztof Kolasiński.
- Przygotowujemy do wyjazdu samochody, bo zaopatrujemy sklepy i hurtowników. Mamy różnego rodzaju rakiety z ciekawymi efektami, kostki w przeróżnych wielkościach, petardy, flary i dymy. W ciągu roku sprzedajemy ponad 100 ton fajerwerków, a w samym grudniu około ośmiu tysięcy kartonów. Polacy generalnie lubią kolory, a zachodnia Europa lubi huki - opowiada Kolasiński.
Hurtownia działa 18 lat, sprzedaje fajerwerki w całej Polsce, a kupują je także Holendrzy i Niemcy.
- Przygotowujemy do wyjazdu samochody, bo zaopatrujemy sklepy i hurtowników. Mamy różnego rodzaju rakiety z ciekawymi efektami, kostki w przeróżnych wielkościach, petardy, flary i dymy. W ciągu roku sprzedajemy ponad 100 ton fajerwerków, a w samym grudniu około ośmiu tysięcy kartonów. Polacy generalnie lubią kolory, a zachodnia Europa lubi huki - opowiada Kolasiński.
Hurtownia działa 18 lat, sprzedaje fajerwerki w całej Polsce, a kupują je także Holendrzy i Niemcy.
Odwiedziliśmy z mikrofonem magazyn materiałów pirotechnicznych w Kobylance - jeden z trzech największych w kraju, a oprowadzał nas Krzysztof Kolasiński.