Pięciu członków załogi statku "Szafir", porwanych przez nigeryjskich piratów, jest już w domach. W środę po godzinie 8 wylądowali na lotnisku w Hamburgu, z dala od kamer i mikrofonów dziennikarzy.
To czego teraz potrzebują najbardziej to spokój, dlatego żaden z nich nie pojawił się na konferencji prasowej zwołanej przez armatora statku - szczecińską spółkę Euroafrica. To właśnie jej siedziba od chwili porwania była miejscem, gdzie zapadały strategiczne decyzje w porozumieniu z Ministerstwem Spraw Zagranicznych - mówi Jacek Wiśniewski, prezes Euroafryki.
- Około 10 osób w trybie ciągłym było zaangażowanych. Praktycznie w dzień i w nocy - informuje Wiśniewski.
Częścią sztabu kryzysowego były również rodziny.
Uwolnieni marynarze przekazali armatorowi, że porywacze traktowali ich dobrze. - Nie doznawali żadnych upokorzeń ani przemocy fizycznej - wyjaśnia prezes Euroafryki.
Piraci zaatakowali w nocy 27 listopada. Podpłynęli do burty "Szafira" dwiema motorówkami, mieli broń. Najpierw ostrzelali statek, potem weszli na jego pokład. Jedenastu marynarzy zbiegło do maszynowni, gdzie znajduje się tzw. "cytadela" - czyli bezpieczne zamykane od środka miejsce.
Armator nie zdradził ile wynosił okup i czy w ogóle trzeba było go zapłacić.